Jakaś miniaturka, o czym i o kim - zaraz się dowiecie. Taka chwila napięcia niech pozostanie, bo ja też nie wiedziałam, o czym to, gdy weszłam na bloga.
Adres: kocham-cie-dwa-male-slowa.blogspot.com
Aż mam ochotę przytulić swojego pluszowego
Autorka: Cassandra Follow
Na Twitterze jej nie będę "followować". Właściwie to ja nawet nie mam Twittera.
Ocenia: Nevra, ale to chyba widać po kolorze
Minęła północ. Ten klimat. Impreza urodzinowa Blaise'a trwała w najlepsze, ale ja nie brałam udziału w ogólnej radości i zabawie.
No serio? Serio? Wklepuję w Google jakiś tekścik o miłości, a znajduję jakiegoś bloga z... Dramione. Bo podejrzewam, że chodzi o Blaise'a Zabiniego, a nie o Pascala.
Nie mogłam znieść tej euforii, tych wszystkich szerokich uśmiechów, pijackich tańców i śpiewów.
O Merlinie, jakie emo.
Za "pijackimi tańcami i śpiewami" to może też średnio przepadam, zwłaszcza jak sobie czekam na autobus w centrum miasta i znikąd wyskakują jakieś gimbusy, ale jakoś nie mam z tego powodu napadów depresji.
Wszyscy wydawali się być tacy wolni, niezależni, dziecinni...
A tak naprawdę to są marionetkami w rękach mediów, korporacji, rządu i gorzelni.
Nie mogłam już tego wytrzymać, musiałam zapalić.
E-papieroska na schodach obok sali z polskiego.
Wyszłam na balkon i oparłam się rękami o barierkę oglądając piękną panoramę Londynu.
Gdzie oni te piękne panoramy Londynu widzą... Wstawiłabym zdjęcie zrobione z London Eye, ale nie warto.
Z małej torebki, którą zabrałam z domu (Bo to wcale nie jest oczywiste, że torebka była mała i że wzięła ją z domu. Mogła być ogromną, wykradzioną z salonu Prady torebką ze skóry krokodyla.) wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i podpaliłam.
Nie no, siriusly?
Zaciągnęłam się i prychnęłam wydychając dym.
To musiało dziwnie wyglądać. Prycha, wydycha i nie wiadomo, co jeszcze.
Kto by pomyślał, że ja, Hermiona Granger, wzorowa uczennica, przyjaciółka Harry'ego Pottera, zbawczyni świata czarodziejów, będę palić. Wiele osób się temu dziwiło, ale to fakt.
No, you can't be serious.
Pierwszy raz widzę mema z Teodorem. I to uratowało mój wieczór.
Zaczęłam po wojnie. Zaczyna się emohistoria Mary Sue. Na początku było to sporadyczne, ale z każdym razem przybierało na sile, aż przerodziło się w nałóg.
A może siedzimy na terapii, w psychiatryku, na takich trzeszczących składanych krzesełkach ustawionych w kółeczko...?
Nie mogę go zwalczyć - i nie chcę. Każdy papieros daje mi chwilę wytchnienia, odrywa mnie od tego bezsensownego świata.
Bezsensownego świata, gdzie ludzie imprezują, piją, a ty palisz.
A dlaczego jest bezsensowny? Sama często zadaję sobie to pytanie. Nie wiem, nie mam pojęcia.
Może chodzi o to, że Di Caprio jeszcze nie dostał Oscara?
Z pozorów wszystko układa się tak jak powinno. Mam dobrą pracę, przyjaciół, własne mieszkanie i pozostaje mi tylko czekać na mężczyznę mojego życia.
Uff, dobrze, że mężczyznę, bo w potterowskich fanfikach to więcej homo niż hetero. Bo tak fajnie i magicznie.
Ale tak naprawdę nic nie jest tak, jak powinno. Praca jest mdła (Po hiszpańsku mdły to "soso", a po angielsku "so-so" to taki sobie, ale w sumie nie taki zły i tylko Polak mógłby narzekać.), nudzi mnie, denerwuje, przyjaciele mnie nie rozumieją,
mam wrażenie, że w głębi duszy wciąż są dziećmi, a to się już skończyło!
Macie skończone 18 lat i możecie się legalnie upijać na urodzinach. Takie straszne.
Mamy po dwadzieścia pięć lat, na Merlina! Powinniśmy już myśleć o jakimkolwiek ustatkowaniu, a oni zdają się tego w ogóle nie dostrzegać.
No przecież, w tym wieku to się swoje dzieci do szkoły prowadzi.
A mężczyzna? Mnóstwo się ich przewija.
Mężczyźni to kasety.
Widzę spojrzenia pełne pożądania, kiedy idę ulicą, albo wchodzę do pracy.
Bo Hermiona to Emma Watson, a Emma Watson to królowa 9gaga, symbol seksu, kobiecości, pomocy humanitarnej i wszystkiego innego.
Nie jestem świętoszką, chodzę na randki.
Nie no, ten tekst mnie zabił. Zabił moją duszę i sumienie. Byłam na randce, nawet kilku, czuję się taka zła.
Tylko, że one nic mi nie dają. Ani satysfakcji, ani poczucia samorealizacji, nawet mnie nie bawią. Ci wszyscy faceci, albo zachowują się jak dzieci, albo liczą wyłącznie na jedno, a to też mnie nie interesowało. Owszem, czasami ulegałam, ale później już nigdy nie czułam potrzeby spotkania się z nim po raz kolejny - i tego nie robiłam. Ginny jest z Blaisem (opkowy standard, ziew), dlatego przyszłam na te urodziny, ale ich relacja jest bardzo lekka (Nawet nie było jak zważyć, bo, skubana, lżejsza od powietrza.), niezobowiązująca, nie raz i nie dwa zdradzili się nawzajem.
Związki otwarte takie modne. Warsaw Shore takie inspirujące. Krzycz Trybson! Choć w sumie to nie wiem, o co w tym chodzi.
Zawsze później sobie o tym mówili i później przechodzili nad tym do porządku dziennego. Nie mogłabym tak żyć, ale im to odpowiadało więc się nie wtrącam.
Było takie małżeństwo, które łączyło wyjątkowa pasja: mordowanie. Przez ileś tam lat wspólnie mordowali ludzi, do końca byli razem. Kochali się, im to odpowiadało, nawet bardzo, nie mam pojęcia, czemu to komukolwiek przeszkadzało.
- Nie wiedziałem, że palisz. - usłyszałam nagle głos, który wyrwał mnie z rozmyślań tak gwałtownie, że wypuściłam z dłoni paczkę papierosów i zapalniczkę.
A zapalniczka spadła i uśmierciła przypadkowego przechodnia.
Obie rzeczy spadały w dół z dwudziestego piętra, gdzie mieściło się mieszkanie Zabiniego i nie mogłam nic już z tym zrobić. Nawet nie zabrałam ze sobą różdżki.
Po co w ogóle czarodziejowi różdżka? Od kiedy ona jest taka ważna? Phi, bzdury jakieś.
Pozostał mi tylko ten, który trzymałam w ustach, był już w połowie wypalony.
Głód nikotynowy zaraz zeżre cię od środka.
- Kurwa mać. - zaklęłam cicho i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto spowodował moją stratę.
W drzwiach balkonowych stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Czasami mijaliśmy się w Ministerstwie, ale raczej nie rozmawialiśmy, ewentualnie kiwaliśmy sobie głowami w rytm muzyczki w windzie. Nie można było zaprzeczyć, był przystojny. Roztrzepane blond włosy, stalowoniebieskie oczy, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, świetna sylwetka... Można by pomyśleć, że to książę z bajki.
- Kurwa mać. - zaklęłam cicho i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto spowodował moją stratę.
W drzwiach balkonowych stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Czasami mijaliśmy się w Ministerstwie, ale raczej nie rozmawialiśmy, ewentualnie kiwaliśmy sobie głowami w rytm muzyczki w windzie. Nie można było zaprzeczyć, był przystojny. Roztrzepane blond włosy, stalowoniebieskie oczy, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, świetna sylwetka... Można by pomyśleć, że to książę z bajki.
Ten z Shreka.
Ale nie, to wciąż był Malfoy. Przynajmniej nie maluje ust błyszczykiem. Podeszłam do niego i wypuściłam dym z ust prosto przed jego twarzą.
Ojej, ojej, foch z przytupem.
- A od kiedy musisz wiedzieć o mnie wszystko, Malfoy? - zapytałam i ponownie się zaciągnęłam.
Prychnął.
- Nie muszę. - ruszył w stronę barierki, dokładnie tam gdzie ja stałam jeszcze chwilę wcześniej. - Chciałem tylko zacząć rozmowę. Idziesz na podryw? Tak, tak, musisz jakoś zagadać do dziewczyny. - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. - Wydaje mi się, że jesteśmy jednymi ludźmi, którzy nie bawią się dobrze na tej imprezie. - zauważył i zapalił.
Podeszłam i stanęłam obok niego kończąc papierosa i wyrzucając niedopałek za balkon. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on w odpowiedzi patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie poczęstujesz mnie? - zapytałam w końcu.
- A od kiedy musisz wiedzieć o mnie wszystko, Malfoy? - zapytałam i ponownie się zaciągnęłam.
Prychnął.
- Nie muszę. - ruszył w stronę barierki, dokładnie tam gdzie ja stałam jeszcze chwilę wcześniej. - Chciałem tylko zacząć rozmowę. Idziesz na podryw? Tak, tak, musisz jakoś zagadać do dziewczyny. - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. - Wydaje mi się, że jesteśmy jednymi ludźmi, którzy nie bawią się dobrze na tej imprezie. - zauważył i zapalił.
Podeszłam i stanęłam obok niego kończąc papierosa i wyrzucając niedopałek za balkon. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on w odpowiedzi patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie poczęstujesz mnie? - zapytałam w końcu.
W mojej wersji brzmiałoby to raczej tak: Daj. Mi. Te. Ciastki.
- Myślałem, że taka zaprawiona palaczka, jak ty, ma swoje papierosy. - uśmiechnął się złośliwie.
- Myślałem, że taka zaprawiona palaczka, jak ty, ma swoje papierosy. - uśmiechnął się złośliwie.
Nie, dają jej na ładne oczy.
- Miałam. - warknęłam. - Miałam dopóki nie przyszedłeś.
- Wyparowały? - droczył się ze mną.
- Miałam. - warknęłam. - Miałam dopóki nie przyszedłeś.
- Wyparowały? - droczył się ze mną.
- Wypadły mi z ręki. Nie spodziewałam się tu nikogo, zaskoczyłeś mnie.
Zaśmiał się i wymamrotał coś pod nosem, ale podał mi paczkę i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i zapaliwszy zaciągnęłam się. Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
Zaśmiał się i wymamrotał coś pod nosem, ale podał mi paczkę i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i zapaliwszy zaciągnęłam się. Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
Fascynujące, doprawdy.
- Dlaczego nie bawisz się z innymi? - zapytałam w końcu.
- Nie mam nastroju.
- Wielki książę Slytherinu nie ma ochoty na popijawę i radosną, szczeniacką zabawę z przyjaciółmi? - ironizowałam. - Niesamowite...
- Słuchaj, Granger, każdy może mieć gorszy dzień.
- Dlaczego nie bawisz się z innymi? - zapytałam w końcu.
- Nie mam nastroju.
- Wielki książę Slytherinu nie ma ochoty na popijawę i radosną, szczeniacką zabawę z przyjaciółmi? - ironizowałam. - Niesamowite...
- Słuchaj, Granger, każdy może mieć gorszy dzień.
Była taka kreskówka z Jackie Chanem, który cały czas powtarzał "zły dzień, zły dzień".
- Oczywiście.
Znowu staliśmy w ciszy co chwila tylko zaciągając się i wydmuchując dym.
- Rozstałem się z Astorią. - powiedział ponuro. - Ta głupia suka zdradziła mnie z Nottem. Taki, kurwa, przyjaciel. - prychnął wściekły.
Jej, leczę się teodoromanii, bo już nie dostaję ataku histerii, kiedy ktoś mi tu Notta obraża.
Wyrzucił resztę swojego papierosa i wyjął kolejny tym razem od razu mi proponując. Ja też zgasiłam swój i sięgnęłam po następny. Przez kilka minut delektowaliśmy się smakiem nikotyny.
- A ty, Granger? Czemu nie tańczysz z Weasley'em albo Potterem? Bo apostrof. Argument zawsze dobry.
- Nie mam nastroju. - powtórzyłam po nim.
Znowu prychnął.
- Irytują mnie. - odpowiedziałam jeszcze raz po chwili.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Irytują? - uniósł brwi.
- Owszem.
- Nareszcie przejrzałaś na oczy, co, Granger? - posłał mi złośliwe spojrzenie.
- Momentami nie mogę z nimi wytrzymać. - puściłam jego uwagę mimo uszu.-Są tak zajęci zabawą i innymi głupotami, że nie dostrzegają, że są już dorośli i powinni trochę się już opanować.
- A ty, Granger? Czemu nie tańczysz z Weasley'em albo Potterem? Bo apostrof. Argument zawsze dobry.
- Nie mam nastroju. - powtórzyłam po nim.
Znowu prychnął.
- Irytują mnie. - odpowiedziałam jeszcze raz po chwili.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Irytują? - uniósł brwi.
- Owszem.
- Nareszcie przejrzałaś na oczy, co, Granger? - posłał mi złośliwe spojrzenie.
- Momentami nie mogę z nimi wytrzymać. - puściłam jego uwagę mimo uszu.-Są tak zajęci zabawą i innymi głupotami, że nie dostrzegają, że są już dorośli i powinni trochę się już opanować.
Hermiona taka dorosła, pali na balkonie i ma w czterech literach cały świat.- Czyżbym pierwszy raz w życiu miał się z tobą zgodzić, Granger? - rzucił z lekkim uśmiechem.
Nie wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Samolotem wlecieli. Rano obudziłam się naga, z lekkim bólem głowy, a obok mnie spał Malfoy. Kiedy to zobaczyłam wstałam, ubrałam się i wyszłam. To się nie mogło powtórzyć.
Już sędzia Anna Maria Wesołowska wyraża więcej emocji. Ziew, idę spać, dokończę jutro.
***
Jest pięknie, ciepło (jak na marzec, a nie koniec czerwca), kakałko też jest, można pisać.
Autokorekta taka fajna, podkreśla "Hermionę", ale "kakałka" już nie. Aha, internety mówią, że to poprawna forma: łapcie linka.
Wyszłam z Ministerstwa Magii w jeszcze gorszym humorze niż przyszłam. Ten idiota Brecklins kazał mi pisać po raz drugi te same pieprzone raporty, bo tamte gdzieś mu zaginęły. Nie robią kopii zapasowych, nie mają samopiszących piór ani w ogóle nic. Naprawdę gówno mnie to obchodzi! Wściekła wyciągnęłam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
Obchodzi ją tylko palenie. Ach, te życiowe priorytety.
Nikotyna po raz kolejny trochę mnie uspokoiła. Wypaliłam go do końca i ruszyłam dalej, do małej, ciemnej uliczki skąd miałam się teleportować do baru, w którym umówiłam się z Ginny.
W małych, ciemnych uliczkach zawsze czają się mordercy i gwałciciele.
Rozstała się z Blaisem i koniecznie chciała się komuś wyżalić. Kolejny standard. Zgodziłam się, no bo co miałam zrobić? Zapalić. Dotarłam na miejsce i usiadłam przy barze. Zamówiłam martini i czekałam sącząc je powoli.
Wstrząśnięte, nie mieszane. Ale ty masz klasę.
A Ginny się nie zjawiała. Kiedy od umówionej godziny minęły trzy kwadranse zaczęłam się zbierać, nie miałam zamiaru siedzieć tam wieczność, skoro Ruda nawet nie raczyła się pojawić.
- A kogóż ja widzę? - usłyszałam za sobą znajomy głos i przeklęłam w myślach.
Malfoy był ostatnią osobą, z którą miałam ochotę rozmawiać. Deja vu? Od urodzin Blaise'a minęły dwa miesiące i dotychczas udało mi się go unikać, nawet w Ministerstwie.
Tak się zawstydziła, a podobno żadna z niej świętoszka. No tak, trzeba poemować.
Odwróciłam się.
Cóż za napięcie, cóż za emocje.
- Witaj, Malfoy.
Och, jak oficjalnie.
- Jak oficjalnie. - zakpił. Ej, ja byłam pierwsza. - Napijmy się.
A potem śpiewajmy pijackie piosenki, czy jak to tam było na początku.
- Już dość się tu nasiedziałam. - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
- Napijmy się. - złapał mnie za nadgarstek i powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Prawie jak Christian Grey z tym swoim fetyszem faszerowania Any jedzeniem.
Zacisnęłam zęby, ale usiadłam z powrotem przy barze.
- Whiskey z lodem. - zamówił u barmana i spojrzał na mnie pytająco.
Łyski z pokładu Idy.
- Martini. - warknęłam.
Ciekawe, które to już.
Kiwnął głową do mężczyzny, który już po chwili postawił przed nami trunki.
- Więc, co cię tu sprowadza, Granger?
Martini przyciągnęło je niekontrolowanym wyrzutem fal elektromagnetycznych.
- Ginny chciała pogadać.
- I cię wystawiła. - bardziej stwierdził niż zapytał.
Sherlocks, Sherlocks everywhere.
- Skąd wiesz?
Prychnął.
- A myślisz, że po co tu przyszedłem? Blaise chciał się spotkać.
Buahahahahahhahahaahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahaha.
Ten zwrot akcji, te wybuchy, te pościgi.
- W tym samym barze? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
Taka bida, ino jydyn bar majo na dzielni.
- Przypadki chodzą po ludziach.
A fortuna kołem się toczy.
To prawdopodobnie fortuna staje się deltą. Jak nie wiadomo co robić, to liczmy deltę.
Domyślasz się, co teraz robią? - spojrzałam na niego pytająco pijąc swój drink. - Godzą się. Właśnie dlatego nas wystawili.
Jasne, pewnie, założę się, że scena ich rozstania była wyreżyserowana na poziomie "Szkoły" na TVNie. Zmieniłeś grzywkę, nie kocham cię!
I rozmawialiśmy. Na różne tematy. Z każdą kolejką atmosfera była swobodniejsza, aż w końcu zaczęliśmy się śmiać.
Powyższa teoria dotycząca martini poszła się je... najebać.
Było już po północy, kiedy stamtąd wyszliśmy i znowu poszliśmy do jego mieszkania. I znowu obudziłam się obok niego. I znowu ubrałam się i wyszłam. I znowu próbowałam zapomnieć.
To nie wiem jak fortuna, bo może rzeczywiście jest deltą, ale opkowa historia z pewnością kołem się toczy.
***
Takich sytuacji było jeszcze kilka. Przypadkowe spotkanie, rozmowa, alkohol, papierosy, jego mieszkanie. Minęło pół roku, na dworze leżały ostatnie, żałosne pozostałości potegorocznym śniegu tegorocznej bieliźnie Victoria's Secret. Szłam szybkim krokiem, bo mimo, że był już początek marca wciąż było chłodno.
Nie marudź, my tu zaraz będziemy mieć początek lipca i też jest chłodno.
- Granger! - usłyszałam za sobą wołanie.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
Kończy się to już? Bo jakoś te spotkania są nudne. Ba, nie ma nawet żadnych idiotycznych szczegółów, z których można by było się pośmiać.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany.
Och, jakie to słodkie i amerykańskie. W Londynie trzeba robić tak samo.
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. Tak oficjalnie? - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco.
Zamiast źrenic pojawiły się w jej oczach małe znaki zapytania. Albo, jak kto woli, Google Grafika na prośbę sformułowaną "pytające spojrzenie" serwuje takie oto gify:
Jak się okazało, z jakiegoś opka o One Direction. I wszystko jasne.
Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany.
Hipnotajzing ajs.
Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu".
Sorki, nie da rady, kucyki Pony już zapanowały nad twoim umy... ekhm, czym?
Chyba sobie to gdzieś na avatar wstawię, jak będę się na jakimś głupawym forum z nudów rejestrować.
- Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
Dymem go, dymem, no w twarz go tym dymem! Będzie bolało.
- Zabieram cię na randkę.
Jakie to urocze <3
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu.
Robisz to źle. Kwiaty powinny być spontanicznie kupione po drodze za jakieś 5zł, okej, góra 10, a najlepiej, jak się znajdzie jakiś łatwo dostępny kwietnik. Nie dość, że pinionszki oszczędzisz, to jeszcze zostaniesz odebrany jako najukochańszy romantyk pod słońcem.
Chyba, że... trafisz na mnie. Nie lubię dostawać kwiatów, bo potem przez całe spotkanie nie wiem, co z nimi zrobić. A w domu zawsze się okazuje, że jakimś cudem nie mam wolnego wazonu.
Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki.
A "witaj" było dla niego zbyt oficjalne...
Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku i zwrocie.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Pytanie, stwierdzenie, czy co?
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
Zapomniała wyłączyć lokalizacji na Messengerze.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.
Wow. Aż mi się przypomniała sceny sprzed mniej więcej miesiąca, kiedy to parę dziewczyn stało na korytarzu i krzyczały, że "Magda idzie na randkę". Wydarzenie roku.
***
I było dokładnie tak jak mówił. Przyszedł o dwudziestej, kupił mi kwiaty, zjedliśmy kolację w restauracji, napiliśmy się wina, a później odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek.
Ktoś tu lubi się powtarzać. Było tak jak mówił, wystarczy, po co powtarzać kilka kolejnych zdań?
Następnego ranka po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się z uśmiechem na ustach.
Nawróciła się albo co. Teraz bardziej docenia kolację niż seks z najseksowniejszym blondaskiem w Hogwarcie.
Później wszystko dalej szło według jego planu. Oczywiście podczas każdego ze spotkań kłóciliśmy się, ale później jakoś dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy temat.
Papieroska na uspokojenie?
Nie obyło się też bez papierosów, ale można powiedzieć, że był to już swojego rodzaju nasz zwyczaj.
Rytuał. Jeszcze czarne świecie i pentagram na podłodze.
Minęło kilka tygodni, w końcu oficjalnie zostaliśmy parą, a ja nareszcie czułam się szczęśliwa.
Wniosek? Najpierw prześpij się z dziewczyną ile razy chcesz, a kiedy będzie miała dość, to zaproś ją na kolację, daj kwiatka i będzie cacy.
Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu chodziłam uśmiechnięta, rzeczy, które wcześniej mnie irytowały zaczęły mi sprawiać przyjemność, przyjaciele mniej mnie denerwowali, wszystko dzięki niemu. Oczywiście prawie bez przerwy się o coś spieraliśmy, nie mogliśmy podjąć ani jednej decyzji bez choćby złośliwego dogryzania, ale właśnie to było piękne, bo było prawdziwe.
Ciągłe kłótnie w związku, tak, to jest piękne. A jeszcze piękniejsze są rzeczy, które sobie kupią adwokaci za pieniądze z prowadzenia sprawy rozwodowej.
Po kilku miesiącach postanowiliśmy razem zamieszkać. To było dla (nas?) obojga nie lada wyzwanie, ale chcieliśmy spróbować.
Miało być tak, jak trzeba. To ślub też trzeba zaplanować. Prawnicy przecież muszą mieć potem za co żyć.
- Nie ma mowy, Granger. W MOIM domu nie będzie żadnych fioletowych ścian!
Mogą być ultrafioletowe?
- Nie pieprz głupot, Malfoy, oczywiście, że będą, bo JA teraz też tu mieszkam i kocham fioletowy!
- Ale to nadal też MOJE mieszkanie, a ja nie znoszę fioletu!
- W takim razie będą czerwone!
Od skrajności w skrajność.
- Kolor gryfonów? Zapomnij, Granger! Już lepszy fioletowy.
Ach, te kompromisy.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - powiedziałam uśmiechając się triumfalnie i zapaliłam papierosa.
- Podstępna żmija. - mruknął, ale podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Ale sypialnia zostaje zielona.
Niech cały dom będzie tęczowy, pełnoetatowi facebookowicze będą z was dumni.
Chyba, że mówimy o narodowcach... W internetach krąży wersja powyższego zdjęcia z tęczowym filtrem. Taka ironia. A tak przy okazji:
http://aszdziennik.pl/115009,facebookowa-wpadka-korwina-zmienil-sobie-zdjecie-na-teczowe-bo-myslal-ze-chodzi-o-rainbow-dash
- Nie będę spała w pokoju, gdzie ściany przypominają jakąś oślizgłą jaszczurkę! - zaprotestowałam.
Książkowa Hermiona uwielbiała zapach świeżej trawy, a trawa też jest zielona... Super, piszę kolorem oślizgłej jaszczurki.
- Owszem, będziesz. - stwierdził i wyjął mi z ręki papierosa, żeby samemu się nim zaciągnąć.
- Nie, nie będę. Może być brązowy. - zabrałam mu tytoń z ust.
- Masz rację, śpijmy w pokoju w kolorze gówna. - prychnął.
Wymieszajcie wszystkie kolory, jakie macie i wyjdzie taki sraczkowaty.
- Nie gówna, tylko czekolady! - warknęłam.
Leczniczego błota.
- Jeden pies, zostaje zielony.
- Pieprz się, Malfoy. Z kim? W takim razie zmieniamy meble. Będą ciemnobrązowe, a nie czarne!
- Nie ma szans, Granger, meble zostają.
Ostatnio na internetach wyczytałam, że czarny to kolor ludzi impulsywnych i konserwatywnych. W połączeniu z butem typu glan to wystarczający argument na wszystko.
- Tak ci się tylko wydaje.
Cały świat to iluzja, a po śmierci będziemy wNirvanie przy mikrofonie z Cobainem nirwanie.
- W takim razie, nie ruszasz kuchni. Zostanie czarna, jak meble.
Jak moja dusza.
- Nie zostanie, będzie beżowa!
W paski!
- Owszem, zostanie i będzie czarna.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem (z podziałką na cale czy centymetry?), aż nagle wybuchnęłam śmiechem, czym kompletnie zbiłam go z tropu.
- Z czego się śmiejesz?
Z ciebie, z nas, z tej całej sytuacji. Z tęczy na profilowym Spotted: KZK GOP, której już właściwie nie ma.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że tak naprawdę jedyne co nas łączy to miłość i papierosy.
Zdała sobie sprawę z bezsensowności swego życia.
Dołączył do mojego śmiechu.
- I tu masz całkowitą rację, Granger. - powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem.
Aż światło się załamało. I tak powstała tęcza.
Była polityka, był Putin, była tęcza, był Teodor, czyli wszystkie tematy, jakie obecnie w analizie Dramione poruszyć można. Weekend przyjemny, teraz pora się przygotować na następny, długi, bardzo, dwumiesięczny, chyba, że ktoś jest studentem :)
Przy okazji już wiem, jak mam budować swój związek i dlaczego moje randki są takienieudane. Wam też takich życzę.
Co mi zostało do dodania? Chyba już nic. Człowiek musi wiedzieć, kiedy się zamknąć.
Do następnego!
Nie wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Samolotem wlecieli. Rano obudziłam się naga, z lekkim bólem głowy, a obok mnie spał Malfoy. Kiedy to zobaczyłam wstałam, ubrałam się i wyszłam. To się nie mogło powtórzyć.
Już sędzia Anna Maria Wesołowska wyraża więcej emocji. Ziew, idę spać, dokończę jutro.
***
Jest pięknie, ciepło (jak na marzec, a nie koniec czerwca), kakałko też jest, można pisać.
Autokorekta taka fajna, podkreśla "Hermionę", ale "kakałka" już nie. Aha, internety mówią, że to poprawna forma: łapcie linka.
Wyszłam z Ministerstwa Magii w jeszcze gorszym humorze niż przyszłam. Ten idiota Brecklins kazał mi pisać po raz drugi te same pieprzone raporty, bo tamte gdzieś mu zaginęły. Nie robią kopii zapasowych, nie mają samopiszących piór ani w ogóle nic. Naprawdę gówno mnie to obchodzi! Wściekła wyciągnęłam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
Obchodzi ją tylko palenie. Ach, te życiowe priorytety.
Nikotyna po raz kolejny trochę mnie uspokoiła. Wypaliłam go do końca i ruszyłam dalej, do małej, ciemnej uliczki skąd miałam się teleportować do baru, w którym umówiłam się z Ginny.
W małych, ciemnych uliczkach zawsze czają się mordercy i gwałciciele.
Rozstała się z Blaisem i koniecznie chciała się komuś wyżalić. Kolejny standard. Zgodziłam się, no bo co miałam zrobić? Zapalić. Dotarłam na miejsce i usiadłam przy barze. Zamówiłam martini i czekałam sącząc je powoli.
Wstrząśnięte, nie mieszane. Ale ty masz klasę.
A Ginny się nie zjawiała. Kiedy od umówionej godziny minęły trzy kwadranse zaczęłam się zbierać, nie miałam zamiaru siedzieć tam wieczność, skoro Ruda nawet nie raczyła się pojawić.
- A kogóż ja widzę? - usłyszałam za sobą znajomy głos i przeklęłam w myślach.
Malfoy był ostatnią osobą, z którą miałam ochotę rozmawiać. Deja vu? Od urodzin Blaise'a minęły dwa miesiące i dotychczas udało mi się go unikać, nawet w Ministerstwie.
Tak się zawstydziła, a podobno żadna z niej świętoszka. No tak, trzeba poemować.
Odwróciłam się.
Cóż za napięcie, cóż za emocje.
- Witaj, Malfoy.
Och, jak oficjalnie.
- Jak oficjalnie. - zakpił. Ej, ja byłam pierwsza. - Napijmy się.
A potem śpiewajmy pijackie piosenki, czy jak to tam było na początku.
- Już dość się tu nasiedziałam. - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
- Napijmy się. - złapał mnie za nadgarstek i powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Prawie jak Christian Grey z tym swoim fetyszem faszerowania Any jedzeniem.
Zacisnęłam zęby, ale usiadłam z powrotem przy barze.
- Whiskey z lodem. - zamówił u barmana i spojrzał na mnie pytająco.
Łyski z pokładu Idy.
- Martini. - warknęłam.
Ciekawe, które to już.
Kiwnął głową do mężczyzny, który już po chwili postawił przed nami trunki.
- Więc, co cię tu sprowadza, Granger?
Martini przyciągnęło je niekontrolowanym wyrzutem fal elektromagnetycznych.
- Ginny chciała pogadać.
- I cię wystawiła. - bardziej stwierdził niż zapytał.
Sherlocks, Sherlocks everywhere.
- Skąd wiesz?
Prychnął.
- A myślisz, że po co tu przyszedłem? Blaise chciał się spotkać.
Buahahahahahhahahaahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahaha.
Ten zwrot akcji, te wybuchy, te pościgi.
- W tym samym barze? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
Taka bida, ino jydyn bar majo na dzielni.
- Przypadki chodzą po ludziach.
A fortuna kołem się toczy.
To prawdopodobnie fortuna staje się deltą. Jak nie wiadomo co robić, to liczmy deltę.
Domyślasz się, co teraz robią? - spojrzałam na niego pytająco pijąc swój drink. - Godzą się. Właśnie dlatego nas wystawili.
Jasne, pewnie, założę się, że scena ich rozstania była wyreżyserowana na poziomie "Szkoły" na TVNie. Zmieniłeś grzywkę, nie kocham cię!
I rozmawialiśmy. Na różne tematy. Z każdą kolejką atmosfera była swobodniejsza, aż w końcu zaczęliśmy się śmiać.
Powyższa teoria dotycząca martini poszła się je... najebać.
Było już po północy, kiedy stamtąd wyszliśmy i znowu poszliśmy do jego mieszkania. I znowu obudziłam się obok niego. I znowu ubrałam się i wyszłam. I znowu próbowałam zapomnieć.
To nie wiem jak fortuna, bo może rzeczywiście jest deltą, ale opkowa historia z pewnością kołem się toczy.
***
Takich sytuacji było jeszcze kilka. Przypadkowe spotkanie, rozmowa, alkohol, papierosy, jego mieszkanie. Minęło pół roku, na dworze leżały ostatnie, żałosne pozostałości po
Nie marudź, my tu zaraz będziemy mieć początek lipca i też jest chłodno.
- Granger! - usłyszałam za sobą wołanie.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
Kończy się to już? Bo jakoś te spotkania są nudne. Ba, nie ma nawet żadnych idiotycznych szczegółów, z których można by było się pośmiać.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany.
Och, jakie to słodkie i amerykańskie. W Londynie trzeba robić tak samo.
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. Tak oficjalnie? - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco.
Zamiast źrenic pojawiły się w jej oczach małe znaki zapytania. Albo, jak kto woli, Google Grafika na prośbę sformułowaną "pytające spojrzenie" serwuje takie oto gify:
Jak się okazało, z jakiegoś opka o One Direction. I wszystko jasne.
Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany.
Hipnotajzing ajs.
Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu".
Sorki, nie da rady, kucyki Pony już zapanowały nad twoim umy... ekhm, czym?
Chyba sobie to gdzieś na avatar wstawię, jak będę się na jakimś głupawym forum z nudów rejestrować.
- Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
Dymem go, dymem, no w twarz go tym dymem! Będzie bolało.
- Zabieram cię na randkę.
Jakie to urocze <3
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu.
Robisz to źle. Kwiaty powinny być spontanicznie kupione po drodze za jakieś 5zł, okej, góra 10, a najlepiej, jak się znajdzie jakiś łatwo dostępny kwietnik. Nie dość, że pinionszki oszczędzisz, to jeszcze zostaniesz odebrany jako najukochańszy romantyk pod słońcem.
Chyba, że... trafisz na mnie. Nie lubię dostawać kwiatów, bo potem przez całe spotkanie nie wiem, co z nimi zrobić. A w domu zawsze się okazuje, że jakimś cudem nie mam wolnego wazonu.
Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki.
A "witaj" było dla niego zbyt oficjalne...
Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku i zwrocie.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Pytanie, stwierdzenie, czy co?
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
Zapomniała wyłączyć lokalizacji na Messengerze.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.
Wow. Aż mi się przypomniała sceny sprzed mniej więcej miesiąca, kiedy to parę dziewczyn stało na korytarzu i krzyczały, że "Magda idzie na randkę". Wydarzenie roku.
***
I było dokładnie tak jak mówił. Przyszedł o dwudziestej, kupił mi kwiaty, zjedliśmy kolację w restauracji, napiliśmy się wina, a później odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek.
Ktoś tu lubi się powtarzać. Było tak jak mówił, wystarczy, po co powtarzać kilka kolejnych zdań?
Następnego ranka po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się z uśmiechem na ustach.
Nawróciła się albo co. Teraz bardziej docenia kolację niż seks z najseksowniejszym blondaskiem w Hogwarcie.
Później wszystko dalej szło według jego planu. Oczywiście podczas każdego ze spotkań kłóciliśmy się, ale później jakoś dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy temat.
Papieroska na uspokojenie?
Nie obyło się też bez papierosów, ale można powiedzieć, że był to już swojego rodzaju nasz zwyczaj.
Rytuał. Jeszcze czarne świecie i pentagram na podłodze.
Minęło kilka tygodni, w końcu oficjalnie zostaliśmy parą, a ja nareszcie czułam się szczęśliwa.
Wniosek? Najpierw prześpij się z dziewczyną ile razy chcesz, a kiedy będzie miała dość, to zaproś ją na kolację, daj kwiatka i będzie cacy.
Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu chodziłam uśmiechnięta, rzeczy, które wcześniej mnie irytowały zaczęły mi sprawiać przyjemność, przyjaciele mniej mnie denerwowali, wszystko dzięki niemu. Oczywiście prawie bez przerwy się o coś spieraliśmy, nie mogliśmy podjąć ani jednej decyzji bez choćby złośliwego dogryzania, ale właśnie to było piękne, bo było prawdziwe.
Ciągłe kłótnie w związku, tak, to jest piękne. A jeszcze piękniejsze są rzeczy, które sobie kupią adwokaci za pieniądze z prowadzenia sprawy rozwodowej.
Po kilku miesiącach postanowiliśmy razem zamieszkać. To było dla (nas?) obojga nie lada wyzwanie, ale chcieliśmy spróbować.
Miało być tak, jak trzeba. To ślub też trzeba zaplanować. Prawnicy przecież muszą mieć potem za co żyć.
- Nie ma mowy, Granger. W MOIM domu nie będzie żadnych fioletowych ścian!
Mogą być ultrafioletowe?
- Nie pieprz głupot, Malfoy, oczywiście, że będą, bo JA teraz też tu mieszkam i kocham fioletowy!
- Ale to nadal też MOJE mieszkanie, a ja nie znoszę fioletu!
- W takim razie będą czerwone!
Od skrajności w skrajność.
- Kolor gryfonów? Zapomnij, Granger! Już lepszy fioletowy.
Ach, te kompromisy.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - powiedziałam uśmiechając się triumfalnie i zapaliłam papierosa.
- Podstępna żmija. - mruknął, ale podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Ale sypialnia zostaje zielona.
Niech cały dom będzie tęczowy, pełnoetatowi facebookowicze będą z was dumni.
Chyba, że mówimy o narodowcach... W internetach krąży wersja powyższego zdjęcia z tęczowym filtrem. Taka ironia. A tak przy okazji:
http://aszdziennik.pl/115009,facebookowa-wpadka-korwina-zmienil-sobie-zdjecie-na-teczowe-bo-myslal-ze-chodzi-o-rainbow-dash
- Nie będę spała w pokoju, gdzie ściany przypominają jakąś oślizgłą jaszczurkę! - zaprotestowałam.
Książkowa Hermiona uwielbiała zapach świeżej trawy, a trawa też jest zielona... Super, piszę kolorem oślizgłej jaszczurki.
- Owszem, będziesz. - stwierdził i wyjął mi z ręki papierosa, żeby samemu się nim zaciągnąć.
- Nie, nie będę. Może być brązowy. - zabrałam mu tytoń z ust.
- Masz rację, śpijmy w pokoju w kolorze gówna. - prychnął.
Wymieszajcie wszystkie kolory, jakie macie i wyjdzie taki sraczkowaty.
- Nie gówna, tylko czekolady! - warknęłam.
Leczniczego błota.
- Jeden pies, zostaje zielony.
- Pieprz się, Malfoy. Z kim? W takim razie zmieniamy meble. Będą ciemnobrązowe, a nie czarne!
- Nie ma szans, Granger, meble zostają.
Ostatnio na internetach wyczytałam, że czarny to kolor ludzi impulsywnych i konserwatywnych. W połączeniu z butem typu glan to wystarczający argument na wszystko.
- Tak ci się tylko wydaje.
Cały świat to iluzja, a po śmierci będziemy w
- W takim razie, nie ruszasz kuchni. Zostanie czarna, jak meble.
Jak moja dusza.
- Nie zostanie, będzie beżowa!
W paski!
- Owszem, zostanie i będzie czarna.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem (z podziałką na cale czy centymetry?), aż nagle wybuchnęłam śmiechem, czym kompletnie zbiłam go z tropu.
- Z czego się śmiejesz?
Z ciebie, z nas, z tej całej sytuacji. Z tęczy na profilowym Spotted: KZK GOP, której już właściwie nie ma.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że tak naprawdę jedyne co nas łączy to miłość i papierosy.
Zdała sobie sprawę z bezsensowności swego życia.
Dołączył do mojego śmiechu.
- I tu masz całkowitą rację, Granger. - powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem.
Aż światło się załamało. I tak powstała tęcza.
Była polityka, był Putin, była tęcza, był Teodor, czyli wszystkie tematy, jakie obecnie w analizie Dramione poruszyć można. Weekend przyjemny, teraz pora się przygotować na następny, długi, bardzo, dwumiesięczny, chyba, że ktoś jest studentem :)
Przy okazji już wiem, jak mam budować swój związek i dlaczego moje randki są takie
Co mi zostało do dodania? Chyba już nic. Człowiek musi wiedzieć, kiedy się zamknąć.
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz