czwartek, 27 sierpnia 2015

8. Neurony Sherlocka na urlopie

Jeśli ktoś po lekturze napisanych przez nas "na marginesie" historyjek o Sherlocku oraz zabitym przez mordercze spojrzenie Malfoyu czuł pewien niedosyt, dzisiaj będzie wniebowzięty. Otóż w dzisiejszym opowiadaniu pierwsze skrzypce (nie, nie dosłownie) gra serialowy (to warto podkreślić, jak później zobaczycie) Sherlock, który - o dziwo! - nie zakochuje się ani w Johnie, ani w Molly, tylko przede wszystkim zajmuje się rozwiązywaniem zagadki, a rolę Mary Sue odgrywa pewna postać o nazwisku Watson.

Adres: http://zagubione-opowiadania.blogspot.com/2013/12/prawda.html
Autroka: inFinite

- Zaginięcie cennych klejnotów rodowych.
- Nuda.
A to nie było tak, że to Moriarty zwinął jakieś skarby królewskie w drugim sezonie?
- Tajemnicza śmierć bezdomnego.
- Nuda.
Przecież to trywialne, Watsonie.
- Zniknięcie nielegalnego wypchanego lwa - John już od dobrej półgodziny wymieniał zagadki, które przysłali Sherlockowi jego fani. Jednak on za każdym razem odpowiadał "nuda".
- Na miłość boską! John. NUDA! - wykrzyczał Sherlock w twarz swojemu przyjacielowi, a następnie owinął się w szlafrok, rzucił na kanapę, zwijając się w kłębek tyłem do Johna.
Zaczyna się. Uczepili się jednego odcinka ze szlafrokiem i teraz w każdym opku Sherlock to rozkapryszona księżniczka w szlafroku, która zawsze znajdzie wymówkę, żeby NIE rozwiązać żadnej zagadki. 
Gdzie znalazłaś to opowiadanie?
Nie pamiętam, to było dawno, wujek Google mi pokazał.
- Sherlocku, jeśli nie chcesz przyjąć sprawy od swojego brata, to MUSISZ wybrać inną.
- Nie będę robił nic dla mojego brata! - powiedział poduszkę Sherlock.
Nie mam pojęcia, jak się "mówi poduszkę", ale dalej podpada mi to pod księżniczkę.
- A to ciekawe... - John zawiesił głos.
Ta poduszka jest ciekawa.
- Co? - zapytał Sherlock, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Na miłość boską, John, CO?
Wydaje mi się, że dla Johna wszystkie te sprawy były ciekawe, więc Sherlock trochę za bardzo się nakręca.
- Znaleziono dwa martwe ciała, bez oznak pobicia, w ciele nie ma trucizny, z wstępnych badań wynika, że byli całkowicie zdrowi. Dlatego podejrzewają morderstwo.
Czyżby Avada Kedavra? (pisząc to, nie wiedziałam, co będzie potem)
- Nud... - zaczął mówić Sherlock, ale John mu przerwał.
- Oboje zostali znalezieni w wyjściowych strojach, w basenie.
- Utopili się.
- Nie... Są wyniki.
Fajne rzeczy u nich w internetach można wyczytać.
- To już po sekcji? - zapytał Sherlock.
- Tak, Molly ją robiła.
Bo, zapamiętajcie, w całym Londynie wszystkie zabójstwa bada Lestrade i jego zespół, a wszystkie sekcje wykonuje Molly.
- Sprawa rozwiązana... Malutkie strzalłki za uchem... - powiedział John, kryjąc twarz w rękach. Właściwie to odkryli jedynie narzędzie zbrodni, a o ile dobrze wiem, to nawet w Wielkiej Brytanii w aktach sprawy nie przejdzie zapis w stylu "winny: strzałki". Ale plus dla autorki za oddzielenie imiesłowowego równoważnika zdania przecinkiem. 
W tem (a już cię chwaliłam...) obaj panowie usłyszeli kroki na schodach. Jako, że pani Hudson wyszła na zakupy, a oni nie spodziewali się gości, zwiększyli czujność. Wtem (powtórzenia nieco mnie drażnią, ale za to okazuje się, że tamto to tylko literówka, czy raczej spacjówka) drzwi od salonu otwarły się z hukiem. Niech ten ktoś się cieszy, że pani Hudson nie było. W pierwszej kolejności do pokoju weszła Anthea (panie przodem!), potem Największy Wróg Sherlocka Holmesa (A co tam robi Moriarty?), oraz dwójka ochroniarzy.
- Mycroft Holmes! - zaanonsowała kobieta. Na co Sherlock prychnął.
Ja też, bo wyobraziłam sobie ją w takim śmiesznym stroju i z taką długą trąbką w ręce, jak ci, którzy obwieszczali przybycie króla.
Sultan Sulejmaaan!
- Zamarzyło Ci się być królem? - zwrócił się Sherlock do swojego brata.
Myślę jak Sherlock, jej.
- Nie mój drogi bracie, o ambicji, która sięga dna. Gość, który został najbardziej znanym detektywem na świecie, nie ma ambicji, dobre. Nie chciałeś przyjąć zagadki dobrowolnie, tak więc pójdziesz pod przymusem. Ubieraj się! - powiedzał Mycroft, a gdy Sherlock w odpowiedzi tylko ziwenął, Starszy nabrał czerwonych kolorów. - Zakładj spodnie! - wrzasnął.
To miało być chyba śmieszne.
No chyba tak.
~°~
Sherlock siedział w kącie limuzyny owinięty ciasno w swój przemoczony szlafrok.
A on miał się chyba ubrać, tak?
Oj tam. W marvelowskim "Thorze" był gościu, który stwierdził, że lepiej mu się myśli bez spodni. To może Sherlock woli szlafroki, czy coś.
Obok niego leżały ubrania, które jego ukochany, bo jedyny, brat, łaskawie kazał wziąć swojemu ochroniażowi, zanim drugi przerzucił sobie przez ramię Sherlocka. 
W Anglii takie rzeczy są chyba na porządku dziennym.
Na przeciwko niego siedział John, który, na szczęście dla ochroniaży (i na nieszczęście dla ortografii), poszedł, bowiem ostatnimi czasy przytył o kilka kilogramów. Takim gorylom to chyba różnicy nie robi. W drugim końcu luksusowego auta siedział Mycroft, z jedną nogą założoną na drugą. Patrzył on na swojego brata i stukał palcami kolano. Po kilkunastu minutach jazdzy w pełnej napięcia ciszy, samochód zatrzymał się, drzwi zostały otwarte, a kości zostały rzucone ochroniarze otworzyli parasole przed Johnem i Mycroftem i błędy ortograficzne zostały naprawione. Ten pierwszy gestem zaprosił Sherlocka pod swólj parasol (A to "l" to jakieś oznaczenie akcentu? Nie, to magiczne "l" stawiane w przypadkowych miejscach.), jednak ten postanowił być uparty, owinął się szczelniej w szlafrok i udał się w kierunku drzwi od pobliskiego budynku. Taki bogaty, a na trzy parasole nie było go stać. Za nim podążyli dwaj starsi mężczyźni. A skąd oni się tu wzięli? Weszli razem do budynku. Wspieli się na pierwsze piętro po drabinie, gdzie, od razu, zauważyli rzucające się w oczy, żółte taśmy policyjne. Sherlock bez zastanowienia przeszedł pod nią (ale tam było kilka taśm) i wszedł do pomeszczenia, gdzie zauważył dwa trupy.
To "pomeszczenie" zajeżdża brytyjskim akcentem.
Dzień dybry.
Kobiety i mężczyzny.
- Czy to przypadkiem nie jest Emma Watson? A to Tom Felton? - wyraził myśli wszystkich John.
No chyba nie. To po to ona krzywdzi Sherlocka, żeby teraz pchać tu Dramione w wersji zombie? Z drugiej strony... Miałam chyba przeczucie co do tego martwego Malfoya w poprzedniej analizie.
Ale Emma nazwisko to ma dobre.
-Tak, to są te gwiazdy.
Spadające gwiazdy, teraz wszyscy pomyślcie życzenie!
- Po co ja tutaj jestem? - zapytał Sherlock.
Mam nadzieję, że to była ironia.
- Byś pytał! Oczywiście, że to zagadka! - wykrzyknął Mycroft. Sherlock bez zbędnych kłótni podszedł do ciał.
- Oni trzymają się za rękę! - zauważył inteligentnie John, który podszedł za nim.
Dramione, wszędzie Dramione, nawet tam, gdzie Hermiony i Draco właściwie nie ma.
Wiem, co autorka miała na myśli.
- Owszem. Mam pięć teorii, o tym co się z nimi stało. Cztery - powiedział przyglądając się uważnie trupom przez lupę. - Byli w jakimś eleganckim miejscu... Padało tam... Reustouracja Thesteria... Sądząc po nazwie, to jakaś francuska. - mruczał do siebie. Później schodzili już po schodach.
Czekajcie... to nie są te trupy z basenu?
- Ile masz teorii? - zapytał John.
- Około trzydziestu...
Matematyka tak bardzo.
- To niesamowite! - wykrzyknął bloger.
Ta, cudowne rozmnożenie. Szkoda tylko, że zazwyczaj im więcej teorii, tym bardziej są one bezsensowne.
To się nazywa nie czytać ze zrozumieniem własnego tekstu.
~°~
- Co robisz? - zapytał John, gdy w okolicach piątej nad ranem zszedł do wspólnego salonu.
Coś czuję, że autorka chciała napisać "do pokoju wspólnego", ale w porę zdała sobie sprawę, że to nie ta bajka.
- Oglądam - odpowiedział siedzący tam, przed laptopem geniusz.

Czy raczej oglondam.
- Można wiedzieć co?
- Ekran.
- Film - powiedział Sherlock, a John, zrezygnowany, podszedł i spojrzał w ekran. Nie spodziewał się tego co zobaczył.
To był serial, a nie film.
- Oglądasz Harrego Pottera? - zapytał zdziwiony, a Sherlock kiwnął głową. Nie, nie, nie. "Harry'ego Pottera", bo przecież go Radcliffe nie obchodził. - Od początku? Nie, od końca! - znów kiwnięcie. - Po co?
- Przecież to w tych filmach grali Watson i Felton...
- Myślisz, że coś znajdziesz? - dopytywał John.
Nie, tak tylko marnuje swój cenny czas i cenne neurony. Nawet nie wpadł - czy raczej autorka nie wpadła - na to, że aktorzy to nie postacie, które grają, a nawet jeśli, to grali też w innych filmach.
- Tak myślę.
Brakuje mi tu przecinka, co nie?
- Spałeś dziś w ogóle?
- Nie. Szykuj się, za godzinę mamy umówione spotkanie z wytwórnią.
Może wytwórnia ma osobowość prawną, ale wciąż trudno mi sobie wyobrazić spotykanie się z nią.
A może idą się spotkać z budynkiem?
~°~
Weszli przez szerokie, rozsuwane drzwi do dużego holu. Podeszli do recepcji.
- Sherlock Holmes - przedstawił się detektyw. - Dwójkę na jedną noc.
- Powtarzasz się! - mruknął pod nosem John, gdy czekali na prezesa. Kiedy szli już za tęgim mężczyzną do jego gabinetu, John kątem oka zauważył Roberta Downy Juniora. 
Downy... To mówi samo za siebie. Cóż, jeśli autorka kieruje się zasadą aktor=postać, to może być ciekawie, bardzo ciekawie.


Zaskoczony zatrzymał się. Chwilę później biegł już w jego stronę z kawałkiem kartki i długopisem w ręce.
- Mógłbym prosić pana o autograf? - zapytał. Robert tylko się uśmiechnął i jął podpisywać kartkę. Jednak nagle przerwał.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś John Watson? - zapytał.
- Owszem to ja, skąd pan mnie zna?
- Wiesz, taki mój kolega z planu, Jude Law, ma rozdwojenie jaźni i myśli, że jest tobą.
- Czytam pańskiego bloga! Jest naprawdę niesamowity!
Bycie czyimś fanem i spotkanie się ze swoim fanem...
Kółko wzajemnej adoracji.
- Jest mi niezmiernie miło! - powiedział John. Rozmawiali tam jeszcze przez chwilę, gdy podszedł do nich Sherlock,
- John! Prezes czeka!
Kaczyński?
- Sherlock Holmes? - zapytał Robert. - Uwielbiam to jak rozwiązujesz zagadki. Osobiście również uwielbiam dedukować! Widzę, że był pan dzisiaj w Haptonville! Pewnie zagadka?
- Owszem, byłem tam. I tak, chodziło o zagadkę - powiedział Sherlock. - Miło było pana poznać, teraz jednak musimy iść, sprawa czeka! - wykrzyknął Sherlock i pociągnął Johna w kierunku gabinetu prezesa.
Jacy mili, jacy uprzejmi, jacy radośni... Jak widać, przy spotkaniu ze swoim alter ego człowiek kompletnie inaczej się zachowuje.
~°~
- Czyli chcą panowie zobaczyć wszystkie sceny usunięte, również te nigdy nie nakręcone z wszystkich części Harrego Pottera.
Jak do cholery można zobaczyć nienakręcone sceny?!
Jak?! A, no tak, magia Hogwartu.
- Wszystkie - powiedział Sherlock, by utwierdzić prezesa wytwórni, że mówi on prawdę.
Czy tylko ja tego nie ogarniam?
Nie, ale nie ma się co przejmować, przecież "wszyscy kłamią".
- Niestety nie możemy udostępnić ich poza studiem, tak więc przejdą panowie teraz do sali kinowej i tam je obejrzą. Mam nadzieję, że nie będzie to kłopotliwe.
Jak dacie popcorn, to nie.
I colę jeszcze.
A może frytki do tego? Chociaż... tak, ja tam wolę frytki od popcornu.
- Ależ skąd, nie będzie to stanowiło dla nas problemu - potwierdził John. Chwilę później siedzieli już w niewielkiej sali kinowej, a przed nimi rozsuwała się czerwona kotara, odsłaniając wielki ekran.
- Seans czas zacząć! - mruknął do siebie Sherlock.
Byście popcorn wynegocjowali, colę też by się przydało.
~°~
- Kim jesteś? - zapytał blond włosy chłopczyk na ekranie.
- Nazywam się Hermiona - odpowiedziała brązowowłosa dziewczynka. Oboje stali na polanie. Wokół nich rosły stokrotki. Ten dzień był wyjątkowy. Mimo, że zazwyczaj w Londynie padało (Ta, jasne, kiedy byłam ostatnio w Londynie to było ciepło i słonecznie. Następnego dnia wracałam do Polski, a tu deszcz.), teraz niebo było tylko lekko zachmurzone, a zza obłoków leniwie wysówało się słońce.
Jak ja ostatnio byłam w Szklarskiej Porębie to było bezchmurnie, a padał deszcz.
Czy tylko mnie śmieszy ten opis? Nie wiem czemu, skojarzył mi się ze "Zmierzchem".
- Wiesz o czym mówię. Znamy się nie od dziś. Wiesz, że jestem czarodziejem. A ty?
Moment, moment... A, już ogarnęłam. Hermiona udawała tępą dziewuchę, która nie potrafiła wyczytać między wierszami, o co Malfoyowi chodziło.
- Ja też... - odpowiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Błąd!
*dźwięk z Familiady*


Nie jesteś czarodziejem! Jesteś szlamą! Wiedziałaś, że jesteś moją najlepszą przyjaciólką, a w Hogwarcie nie będę mógł się z tobą spotykać! Dlatego sprawiłaś, że dostałaś list! Nienawidzę Cię! Od tej pory się nie znamy! - wykrzyknął, cały czerwony ze złości, a dziewczyna się popłakała.
Z tego wynika, że lepiej by było, gdyby była mugolką. Widzę, że wszystkim bohaterom tego opka IQ spadło średnio o jakieś 100 punktów.

~°~
- Draco, przepraszam! Zrezygnuję ze szkoły, tylko bądź z powrotem moim przyjacielem! - mówiła do siebie na oko dwunastoletnia dziewczynka przytulająca się do rudego kota. Nie wmówicie mi, że to Hermiona. Tego samego dnia, ale około godziny temu miała konfrontację z pewnym ślizgonem... Bynajmniej nie była to najprzyjemniejsza rzecz w jej krótkim życiu... - Rany zadawane przez przyjaciół najbardziej bolą! - podsumowała filozoficznie.
~°~
- Miona, przepraszam. Pogódźmy się! - powiedział blondyn.
Fiona i Książę z Bajki?
Przynajmniej nie Mionka.
Minionka.
- Masz w tym jakiś cel Malfoy? Gnębimy szlamy? - powiedziała oburzona szesnastolatka.
- Potrzebuję pomocy - chłopak spojrzał na nią błagalnie.
- Co mi do tego? - zapytała, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś najinteligentnieszą czarownicą od czasów Roveny Ravenclav! 
Rowena Ravenclaw w grobie się przewraca, choć nawet nigdy nie istniała. Przy okazji, inteligencja nie zawsze idzie w parze z dobrodusznością i chęcią zbawiania świata.
Będziesz wiedziała jak mi pomuc! 
Ja wiem! Ja wiem! Chcesz słownik?
Tu chodzi o życie mojej rodziny!
Znaczy ojca, który i tak trafi do najgłębszych czeluści piekła, oraz Cyzi, która jest tak urocza i szlachetna, że zlituje się nad nią każdy: od Belli po Harry'ego.
- Zdążyłam cię znienawidzić Malfoy. Mimo wszystko pomogę ci.
~°~
- Zachowywałem się jak palant. Jak ostatni głupek! Wybacz mi! - powiedział blondyn we włosy szatynki.
Pewnie jej jeszcze włosy opluł. Fuj.
Wcześniej mówienie poduszki, teraz to...
- Nie wiem czy umiem. Spróbuję! - powiedziała.
- Dziękuję ci!
A może oni nie patrzą na film, tylko czytają scenariusz? To by tłumaczyło sceny nienakręcone.
~°~
- Miona! Wstawaj! Naprawiłem! Musisz się ukryć!
No to bardzo naprawił.
Może bombę naprawiał.
- Nie będę się kryła Draco! Ja pomogłam w pewnym sensie ich tu wprowadzić, więc zamierzam z nimi walczyć!
Bardzo sensowne, bardzo. Hermiona pomaga śmierciożercom, żeby potem z nimi walczyć. Jakby akcja z trollem w pierwszej części niczego jej nie nauczyła.
- Ale może ci się coś stać!
- Nie martw się. Dam sobie radę! - powiedziała, a blondyn wtulił się w jej włosy.
- Kocham Cię - szepnął.
- Ja ciebie też Malfoy! - powiedziała i go pocałowała.
Jakie to romantyczne, mówienie do siebie po nazwisku.
~°~
- Nie jestem pewien czy to jest Potter...
Ja jestem pewna, że nie.
~°~
- Hermiona!
Przynajmniej nie ma Miony.
- Draco! Tu jestem!
- Oni chcą cię torturować!
- Wiem.
- Mam pomysł!
- Draco! Dlaczego wyrwałeś mi włosa? Nie jesteś poważny? Nie, nie jest. Eliksir wielosokowy?
- Kocham cię, nie chcę żebyś cierpiała...
Nie chce, ale eliksir robiło się chyba z miesiąc.
~°~
- Draco, dlaczego to wtedy zrobiłeś? Dlaczego pozwoliłeś by Bellatrix torturowała ciebie, a nie mnie? - pytała brązowowłosa.
Typowa Mary Sue: zamiast się cieszyć, to ona marudzi, że ktoś ją ratuje.
Chce być samowystarczalna.
- Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że cię kocham?
- Jak najwięcej!
Może siedemdziesiąt siedem?
- Hermiono Jean Grager, kocham cię całym sercem, wyjdziesz za mnie?


- Tak!
Draco zapomniał kupić pierścionka, ale znalazł jeden u ojca w szafie. Nie wpadł na to, że był on nasączony śmiertelną trucizną.
~°~
Sherlock uśmiechał się pod nosem
- Jakich to głupot jeszcze ludzie nie wymyślą... Nawet zakładając istnienie tak zwanej magii, to jest tak niedorzeczne, że nie rozumiem, jak może to interesować istotę rozumną zwaną człowiekiem.
- Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego te sceny nie zostały zamieszczone w filmie? - zapytał prezesa, który po zakończonym seansie przyszedł do sali kinowej.
Nie no, naprawdę, neurony Sherlocka poszły na urlop.
- Dostaliśmy listy z pogróżkami.... - odpowiedział Prezes Rady Ministrów. Ewa Kopacz czy Tusk? Cameron, toż to Anglia.
- Dziękuję panu za cenne informacje. John, my już pójdziemy.
John nie wytrzymał, już dawno stamtąd poszedł.
Popcornu mu nie dali, dlatego wyszedł.
~°~
- Co teraz robimy? - zapytał John.
- Idziemy na piwo.
- Teraz spotykamy się z asystentką Watsona.
- Po co?
- Sądząc po stanie twojej koszuli, doszedłem do wniosku, że od przyjścia z pracy nie zdążyłeś się przebrać. Nieudolnie próbowałeś zmyć plamę na prawym rękawie, pewnie po wymiocinach twojego ostatniego pacjenta, który tak cię zdenerwował, że w konsekwencji opuściłeś gabinet najszybciej jak tylko się dało, zapominając o zabraniu portfela, który zawsze trzymasz w prawej kieszeni spodni, teraz pustej. Twoja asystentka po twoim wyjściu sprząta gabinet i dezynfekuje narzędzia, więc pewnie zabrała portfel, żeby ci go oddać przy najbliższej okazji.
- By się upewnić.
Moja odpowiedź była lepsza.
- O czym? - usiłował dowiedzieć się John, jednak Sherlock milczał.
O tym, że zabrała portfel.
~°~
- Czy panna Watson często spotykała się z panem Feltonem? - pytał Sherlock asystentki Emmy.
To Dramione, do którego wplątano Sherlocka, więc takie rzeczy są oczywiste. Nawet osoby, które nie są geniuszami dedukcji, znają odpowiedź na pytanie Sherlocka, który wysłał neurony na urlop.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji - odpowiedziała pytana z kamienną twarzą.
Na planach filmowych romanse to normalka podobno.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa tych osób. Oczekujemy pomocy! - powiedział John okazując dziewczynie plakietkę.
Magiczna plakietka!
- Oni byli razem... Było to całkowicie tajne! Aha... Dlatego Mycroft się tym zainteresował. Nie poznali się na planie, wcześniej byli przyjaciółmi, ale potem coś się popsuło. Gdy kręcili sceny dodatkowe do Harrego Pottera, coś między nimi zaiskrzyło... Po zakończeniu zdjęć nadal utrzymywali kontakt, aż w końcu się zeszli. Słyszałam od Maggie, asystentki Feltona, że miał się Emmie wczoraj oświadczyć... To straszne... - powiedziała i zapłakała.
Tak, to straszne, jak on mógł chcieć się jej oświadczyć!
Ktoś tu się powinien nauczyć tworzyć fabułę...
- Czy ktoś jeszcze mógł słyszeć waszą rozmowę?
Mycroft.
- Raczej nie. Tylko my rozmawiałyśmy jeszcze z Annabeth Parker - asystentką Ruperta Grinta.
To ja już wszystko wiem!
- Dziękujemy za pomoc! - powiedział John i mężczyźni wyszli z budynku.
John też już wie.
- Co jej pokazałeś? - zapytał Sherlock.
- Plakietkę Lestrada. Co teraz robimy?


Brytyjscy policjanci mają plakietki, ale zabrali im odznaki i apostrofy. A w Ameryce to nawet pisarze mają kamizelki kuloodporne:


- Złożymy wraz z Mycroftem wizytę panu Grintowi.
Sherlock też już wie, o co chodzi.
No nareszcie.
~°~
Czterech mężczyzn weszło do bogatej wili.
Aha.
Nie no, jeszcze orgia do tego. (Gdyby ktoś nie wiedział, czym jest wila - link)
- W czym mogę pomóc? - zapytała miła kobieta po sześćdziesiątce.
Wszystkie gosposie w opowiadaniach o Sherlocku Holmesie - mówię o tych oryginalnych, napisanych przez Doyle'a - to miłe kobiety po sześćdziesiątce, które ZAWSZE są niewinne. Widzę ukłon w stronę kanonu. Mały, ale liczą się chęci.
- Policja, przyszliśmy do pana Grinta.
- Oczywiście, proszę zaczekać w salonie, o tam, pan Grint tam przyjdzie! - powiedziała (I to mnie dziwi, bo powinna się złapać za serce, krzyknąć "Matulu Boska!" czy coś w tym stylu i stwierdzić, że taki grzeczny chłopiec nie mógłby nic złego zrobić.) wskazując dłonią kierunek, ale przeciwny zwrot, jak w tym kawale, tyle, że tam to staruszkę student wykołował. Mycroft, Lestrade, John i Sherlock udali się do salonu. Był on bogato zdobiony, stały nim trzy skórzane fotele oraz kanapa, w kominku palił się ogień, na prawej ścianie znajdowały się drzwi do ogrodu. Teraz były one jednak zamknięte - na dworzu padał deszcz.
Na dworzu XD. Komu przypomina się reklama Vanisha?
Po około minucie, do pomieszczenia wszedł rudowłosy mężczyzna - Rupert Grint.
- Dzień dobry, panom. W jakim celu do mnie przychodzicie? - zapytał i usiadł na fotelu.
Zawsze narzekałam na brak przecinków, a tu proszę.
- Jak pan pewnie wie, ostatnio zamordowano Emmę Watson i Toma Feltona - powiedział Sherlock, wstając. - Pewnie wie pan też, że Tom Felton miał się jej oświadzczyć tego dnia.
Tak, pewnie chodził i się chwalił wszystkim dookoła swoimi planami oświad(z)czyn.
- Do czego pan zmierza? - zapytał Grint z kamienną twarzą.
Petrificus totalus! Albo to:

- Zacznijmy może od początku. Gdy okazało się, że do Harrego Pottera będą kręcone dodatkowe sceny zaczął pan wysyłać listy z pogróżkami...
Tu jest wszystko na odwrót. Zawsze narzekamy na apostrofy w złych miejscach albo na ich nadmiar, a tu ich nie ma... Smutam.
- Co pan odpie... insynuuje?
- Proszę mu nie przerywać! - powiedział Lestrade. - Tylko ja mam takie prawo, ty, irlandzki rudzielcu, ty.
- Wracając, listy odniosły zamierzony skutek i nie zostały opublikowane. Listy wracały i odniosły skutek, jak ja kocham imiesłowy. Cała sprawa w wytwórni przycichła, ale pan dowiedział się, że Felton i Watson są razem. Kazał ich pan obserwować (Malanowski...? Nie, Sebastian z W11.), a gdy dowiedział się pan, że Felton planuje oświadczyny, zabił pan go. Prawdopodobnie Emma widziała pana podczas morderstwa, dlatego pan też ją zabił. Zupełnie jak Rodion ze "Zbrodni i kary", który zabił Alonę między innymi dlatego, że była zła i znęcała się nad Lizawietą, a potem zabił Lizawietę, bo tej się zachciało wrócić do domu.

- Co pan insynuuje! Wiedziałam, że to powie. Nie mają państwo żadnych dowodów! - powiedział Grint z oburzeniem na twarzy.


- Mamy, zarówno Watson i Felton zginęli od jadu, według niektórych, od śliny (To od jadu, od śliny, czy od jadu w ślinie?), warana z komodo, który został wstrzyknięty im za uchem, za pomocą tej - tu pokazał strzykawkę w policyjnej folii na dowody - strzykawki. A co się stało ze strzałkami? Ukradli. Na której są pańskie odciski - dokończył, a Rupert schował twarz w dłoniach.
Chyba załamało go to opowiadanie i brak nadziei na powrót neuronów z urlopu.
- Tak... Ja... To zrobiłem! - powiedział, zza dłoni. - Kochałem ją! Byliśmy nawet przez chwilę razem... Potem były te dodatkowe sceny, oddaliliśmy się od siebie... Zerwała ze mną. Załamałem się... Ale nadal ją kochałem, nie chciałem by wyszła za Feltona. Chciałem go zabić... Niestety, Emma zauważyła.To był odruch... - powiedział.
- Jest pan aresztowany za dwukrotne zabójstwo oraz groźby! - powiedział Lestrade i zamknął kajdanki na nadgarstkach zabójcy. John z Sherolckiem wyszli z budynku. Sherlock poprawił płaszcz.
A to on nie miał szlafroka?
To było następnego dnia, czy w ogóle kiedyś indziej.
Ale nigdzie nie było powiedziane, że się przebrał.
No cóż...
- To nie była strzykawka po jadzie - powiedział Mycroft, który pojawił się przy nich.
- Nie, kupiłem w aptece - powiedział Sherlock i wyrzucił folię do śmieci.
Strzykawki nie wyrzucił... Czyżby kolejne nawiązanie do opowiadań Doyle'a?

A ja podsumuję to tak:
Ale to były strzałki!

poniedziałek, 29 czerwca 2015

7. Przerwa na papieroska, czyli znajdźmy miłość życia

Witajcie, witajcie, ludzie, których już tu pewnie nie ma. Ponieważ czas mija, są wakacje, a pewna, ekhm, współautorka jest trochę nieobecna, to tym razem ja sobie popiszę, o. Mam w zanadrzu od pewnego czasu pewne przegenialne opowiadanie, ale aż żal byłoby pisać analizę samemu, zatem mam na dziś coś innego.

Jakaś miniaturka, o czym i o kim - zaraz się dowiecie. Taka chwila napięcia niech pozostanie, bo ja też nie wiedziałam, o czym to, gdy weszłam na bloga.

Adres: kocham-cie-dwa-male-slowa.blogspot.com
Aż mam ochotę przytulić swojego pluszowego misia misia Kłamczucha Juliana. Tak, mam pluszowego Juliana, zazdrościcie pewnie!

Autorka: Cassandra Follow
Na Twitterze jej nie będę "followować". Właściwie to ja nawet nie mam Twittera.

Ocenia: Nevra, ale to chyba widać po kolorze czcionki fonta.

Minęła północ. Ten klimat. Impreza urodzinowa Blaise'a trwała w najlepsze, ale ja nie brałam udziału w ogólnej radości i zabawie.
No serio? Serio? Wklepuję w Google jakiś tekścik o miłości, a znajduję jakiegoś bloga z... Dramione. Bo podejrzewam, że chodzi o Blaise'a Zabiniego, a nie o Pascala.
Nie mogłam znieść tej euforii, tych wszystkich szerokich uśmiechów, pijackich tańców i śpiewów. 
O Merlinie, jakie emo. 
Za "pijackimi tańcami i śpiewami" to może też średnio przepadam, zwłaszcza jak sobie czekam na autobus w centrum miasta i znikąd wyskakują jakieś gimbusy, ale jakoś nie mam z tego powodu napadów depresji.
Wszyscy wydawali się być tacy wolni, niezależni, dziecinni... 
A tak naprawdę to są marionetkami w rękach mediów, korporacji, rządu i gorzelni.
Nie mogłam już tego wytrzymać, musiałam zapalić. 
E-papieroska na schodach obok sali z polskiego.
Wyszłam na balkon i oparłam się rękami o barierkę oglądając piękną panoramę Londynu. 
Gdzie oni te piękne panoramy Londynu widzą... Wstawiłabym zdjęcie zrobione z London Eye, ale nie warto.
Z małej torebki, którą zabrałam z domu (Bo to wcale nie jest oczywiste, że torebka była mała i że wzięła ją z domu. Mogła być ogromną, wykradzioną z salonu Prady torebką ze skóry krokodyla.) wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i podpaliłam. 
Nie no, siriusly?
Zaciągnęłam się i prychnęłam wydychając dym. 
To musiało dziwnie wyglądać. Prycha, wydycha i nie wiadomo, co jeszcze.
Kto by pomyślał, że ja, Hermiona Granger, wzorowa uczennica, przyjaciółka Harry'ego Pottera, zbawczyni świata czarodziejów, będę palić. Wiele osób się temu dziwiło, ale to fakt. 
No, you can't be serious.


Pierwszy raz widzę mema z Teodorem. I to uratowało mój wieczór.

Zaczęłam po wojnie. Zaczyna się emohistoria Mary Sue. Na początku było to sporadyczne, ale z każdym razem przybierało na sile, aż przerodziło się w nałóg.
A może siedzimy na terapii, w psychiatryku, na takich trzeszczących składanych krzesełkach ustawionych w kółeczko...?
 Nie mogę go zwalczyć - i nie chcę. Każdy papieros daje mi chwilę wytchnienia, odrywa mnie od tego bezsensownego świata. 
Bezsensownego świata, gdzie ludzie imprezują, piją, a ty palisz.
A dlaczego jest bezsensowny? Sama często zadaję sobie to pytanie. Nie wiem, nie mam pojęcia. 
Może chodzi o to, że Di Caprio jeszcze nie dostał Oscara?

Z pozorów wszystko układa się tak jak powinno. Mam dobrą pracę, przyjaciół, własne mieszkanie i pozostaje mi tylko czekać na mężczyznę mojego życia. 
Uff, dobrze, że mężczyznę, bo w potterowskich fanfikach to więcej homo niż hetero. Bo tak fajnie i magicznie.
Ale tak naprawdę nic nie jest tak, jak powinno. Praca jest mdła (Po hiszpańsku mdły to "soso", a po angielsku "so-so" to taki sobie, ale w sumie nie taki zły i tylko Polak mógłby narzekać.), nudzi mnie, denerwuje, przyjaciele mnie nie rozumieją, 
mam wrażenie, że w głębi duszy wciąż są dziećmi, a to się już skończyło! 
Macie skończone 18 lat i możecie się legalnie upijać na urodzinach. Takie straszne.
Mamy po dwadzieścia pięć lat, na Merlina! Powinniśmy już myśleć o jakimkolwiek ustatkowaniu, a oni zdają się tego w ogóle nie dostrzegać. 
No przecież, w tym wieku to się swoje dzieci do szkoły prowadzi.
A mężczyzna? Mnóstwo się ich przewija. 
Mężczyźni to kasety.
Widzę spojrzenia pełne pożądania, kiedy idę ulicą, albo wchodzę do pracy. 
Bo Hermiona to Emma Watson, a Emma Watson to królowa 9gaga, symbol seksu, kobiecości, pomocy humanitarnej i wszystkiego innego.
Nie jestem świętoszką, chodzę na randki. 
Nie no, ten tekst mnie zabił. Zabił moją duszę i sumienie. Byłam na randce, nawet kilku, czuję się taka zła.
Tylko, że one nic mi nie dają. Ani satysfakcji, ani poczucia samorealizacji, nawet mnie nie bawią. Ci wszyscy faceci, albo zachowują się jak dzieci, albo liczą wyłącznie na jedno, a to też mnie nie interesowało. Owszem, czasami ulegałam, ale później już nigdy nie czułam potrzeby spotkania się z nim po raz kolejny - i tego nie robiłam. Ginny jest z Blaisem (opkowy standard, ziew), dlatego przyszłam na te urodziny, ale ich relacja jest bardzo lekka (Nawet nie było jak zważyć, bo, skubana, lżejsza od powietrza.), niezobowiązująca, nie raz i nie dwa zdradzili się nawzajem. 
Związki otwarte takie modne. Warsaw Shore takie inspirujące. Krzycz Trybson! Choć w sumie to nie wiem, o co w tym chodzi.
Zawsze później sobie o tym mówili i później przechodzili nad tym do porządku dziennego. Nie mogłabym tak żyć, ale im to odpowiadało więc się nie wtrącam. 
Było takie małżeństwo, które łączyło wyjątkowa pasja: mordowanie. Przez ileś tam lat wspólnie mordowali ludzi, do końca byli razem. Kochali się, im to odpowiadało, nawet bardzo, nie mam pojęcia, czemu to komukolwiek przeszkadzało.
- Nie wiedziałem, że palisz. - usłyszałam nagle głos, który wyrwał mnie z rozmyślań tak gwałtownie, że wypuściłam z dłoni paczkę papierosów i zapalniczkę. 
A zapalniczka spadła i uśmierciła przypadkowego przechodnia.
Obie rzeczy spadały w dół z dwudziestego piętra, gdzie mieściło się mieszkanie Zabiniego i nie mogłam nic już z tym zrobić. Nawet nie zabrałam ze sobą różdżki. 
Po co w ogóle czarodziejowi różdżka? Od kiedy ona jest taka ważna? Phi, bzdury jakieś.
Pozostał mi tylko ten, który trzymałam w ustach, był już w połowie wypalony.
Głód nikotynowy zaraz zeżre cię od środka.
- Kurwa mać. - zaklęłam cicho i odwróciłam się, żeby zobaczyć kto spowodował moją stratę.
W drzwiach balkonowych stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Czasami mijaliśmy się w Ministerstwie, ale raczej nie rozmawialiśmy, ewentualnie kiwaliśmy sobie głowami w rytm muzyczki w windzie. Nie można było zaprzeczyć, był przystojny. Roztrzepane blond włosy, stalowoniebieskie oczy, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, świetna sylwetka... Można by pomyśleć, że to książę z bajki. 
Ten z Shreka.

Ale nie, to wciąż był Malfoy. Przynajmniej nie maluje ust błyszczykiem. Podeszłam do niego i wypuściłam dym z ust prosto przed jego twarzą.
Ojej, ojej, foch z przytupem.
- A od kiedy musisz wiedzieć o mnie wszystko, Malfoy? - zapytałam i ponownie się zaciągnęłam.
Prychnął.
- Nie muszę. - ruszył w stronę barierki, dokładnie tam gdzie ja stałam jeszcze chwilę wcześniej. - Chciałem tylko zacząć rozmowę. Idziesz na podryw? Tak, tak, musisz jakoś zagadać do dziewczyny. - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. - Wydaje mi się, że jesteśmy jednymi ludźmi, którzy nie bawią się dobrze na tej imprezie. - zauważył i zapalił.
Podeszłam i stanęłam obok niego kończąc papierosa i wyrzucając niedopałek za balkon. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on w odpowiedzi patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie poczęstujesz mnie? - zapytałam w końcu.
W mojej wersji brzmiałoby to raczej tak: Daj. Mi. Te. Ciastki.
- Myślałem, że taka zaprawiona palaczka, jak ty, ma swoje papierosy. - uśmiechnął się złośliwie.
Nie, dają jej na ładne oczy.
- Miałam. - warknęłam. - Miałam dopóki nie przyszedłeś.
- Wyparowały? - droczył się ze mną.
- Wypadły mi z ręki. Nie spodziewałam się tu nikogo, zaskoczyłeś mnie.
Zaśmiał się i wymamrotał coś pod nosem, ale podał mi paczkę i zapalniczkę. Wyjęłam jednego i zapaliwszy zaciągnęłam się. Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
Fascynujące, doprawdy.
- Dlaczego nie bawisz się z innymi? - zapytałam w końcu.
- Nie mam nastroju.
- Wielki książę Slytherinu nie ma ochoty na popijawę i radosną, szczeniacką zabawę z przyjaciółmi? - ironizowałam. - Niesamowite...
- Słuchaj, Granger, każdy może mieć gorszy dzień.
Była taka kreskówka z Jackie Chanem, który cały czas powtarzał "zły dzień, zły dzień".

- Oczywiście.
Znowu staliśmy w ciszy co chwila tylko zaciągając się i wydmuchując dym.
- Rozstałem się z Astorią. - powiedział ponuro. - Ta głupia suka zdradziła mnie z Nottem. Taki, kurwa, przyjaciel. - prychnął wściekły.
Jej, leczę się teodoromanii, bo już nie dostaję ataku histerii, kiedy ktoś mi tu Notta obraża.
Wyrzucił resztę swojego papierosa i wyjął kolejny tym razem od razu mi proponując. Ja też zgasiłam swój i sięgnęłam po następny. Przez kilka minut delektowaliśmy się smakiem nikotyny.
- A ty, Granger? Czemu nie tańczysz z Weasley'em albo Potterem? Bo apostrof. Argument zawsze dobry.
- Nie mam nastroju. - powtórzyłam po nim.
Znowu prychnął.
- Irytują mnie. - odpowiedziałam jeszcze raz po chwili.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Irytują? - uniósł brwi.
- Owszem.
- Nareszcie przejrzałaś na oczy, co, Granger? - posłał mi złośliwe spojrzenie.
- Momentami nie mogę z nimi wytrzymać. - puściłam jego uwagę mimo uszu.-Są tak zajęci zabawą i innymi głupotami, że nie dostrzegają, że są już dorośli i powinni trochę się już opanować. 
Hermiona taka dorosła, pali na balkonie i ma w czterech literach cały świat.- Czyżbym pierwszy raz w życiu miał się z tobą zgodzić, Granger? - rzucił z lekkim uśmiechem.
Nie wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Samolotem wlecieli. Rano obudziłam się naga, z lekkim bólem głowy, a obok mnie spał Malfoy. Kiedy to zobaczyłam wstałam, ubrałam się i wyszłam. To się nie mogło powtórzyć.
Już sędzia Anna Maria Wesołowska wyraża więcej emocji. Ziew, idę spać, dokończę jutro.


***

Jest pięknie, ciepło (jak na marzec, a nie koniec czerwca), kakałko też jest, można pisać.
Autokorekta taka fajna, podkreśla "Hermionę", ale "kakałka" już nie. Aha, internety mówią, że to poprawna forma: łapcie linka.
Wyszłam z Ministerstwa Magii w jeszcze gorszym humorze niż przyszłam. Ten idiota Brecklins kazał mi pisać po raz drugi te same pieprzone raporty, bo tamte gdzieś mu zaginęły. Nie robią kopii zapasowych, nie mają samopiszących piór ani w ogóle nic. Naprawdę gówno mnie to obchodzi! Wściekła wyciągnęłam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
Obchodzi ją tylko palenie. Ach, te życiowe priorytety.
Nikotyna po raz kolejny trochę mnie uspokoiła. Wypaliłam go do końca i ruszyłam dalej, do małej, ciemnej uliczki skąd miałam się teleportować do baru, w którym umówiłam się z Ginny.
W małych, ciemnych uliczkach zawsze czają się mordercy i gwałciciele.
Rozstała się z Blaisem i koniecznie chciała się komuś wyżalić. Kolejny standard. Zgodziłam się, no bo co miałam zrobić? Zapalić. Dotarłam na miejsce i usiadłam przy barze. Zamówiłam martini i czekałam sącząc je powoli.
Wstrząśnięte, nie mieszane. Ale ty masz klasę.
A Ginny się nie zjawiała. Kiedy od umówionej godziny minęły trzy kwadranse zaczęłam się zbierać, nie miałam zamiaru siedzieć tam wieczność, skoro Ruda nawet nie raczyła się pojawić.
- A kogóż ja widzę? - usłyszałam za sobą znajomy głos i przeklęłam w myślach.
Malfoy był ostatnią osobą, z którą miałam ochotę rozmawiać. Deja vu? Od urodzin Blaise'a minęły dwa miesiące i dotychczas udało mi się go unikać, nawet w Ministerstwie.
Tak się zawstydziła, a podobno żadna z niej świętoszka. No tak, trzeba poemować.
Odwróciłam się.
Cóż za napięcie, cóż za emocje.
- Witaj, Malfoy.
Och, jak oficjalnie.
- Jak oficjalnie. - zakpił. Ej, ja byłam pierwsza. - Napijmy się.
A potem śpiewajmy pijackie piosenki, czy jak to tam było na początku.
- Już dość się tu nasiedziałam. - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
- Napijmy się. - złapał mnie za nadgarstek i powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Prawie jak Christian Grey z tym swoim fetyszem faszerowania Any jedzeniem.
Zacisnęłam zęby, ale usiadłam z powrotem przy barze.
- Whiskey z lodem. - zamówił u barmana i spojrzał na mnie pytająco.
Łyski z pokładu Idy.
- Martini. - warknęłam.
Ciekawe, które to już.


Kiwnął głową do mężczyzny, który już po chwili postawił przed nami trunki.
- Więc, co cię tu sprowadza, Granger?
Martini przyciągnęło je niekontrolowanym wyrzutem fal elektromagnetycznych.
- Ginny chciała pogadać.
- I cię wystawiła. - bardziej stwierdził niż zapytał.
Sherlocks, Sherlocks everywhere.
- Skąd wiesz?
Prychnął.
- A myślisz, że po co tu przyszedłem? Blaise chciał się spotkać.
Buahahahahahhahahaahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahaha.

Ten zwrot akcji, te wybuchy, te pościgi.
- W tym samym barze? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
Taka bida, ino jydyn bar majo na dzielni.
- Przypadki chodzą po ludziach.
A fortuna kołem się toczy.

To prawdopodobnie fortuna staje się deltą. Jak nie wiadomo co robić, to liczmy deltę.
Domyślasz się, co teraz robią? - spojrzałam na niego pytająco pijąc swój drink. - Godzą się. Właśnie dlatego nas wystawili.
Jasne, pewnie, założę się, że scena ich rozstania była wyreżyserowana na poziomie "Szkoły" na TVNie. Zmieniłeś grzywkę, nie kocham cię!
I rozmawialiśmy. Na różne tematy. Z każdą kolejką atmosfera była swobodniejsza, aż w końcu zaczęliśmy się śmiać.
Powyższa teoria dotycząca martini poszła się je... najebać.
Było już po północy, kiedy stamtąd wyszliśmy i znowu poszliśmy do jego mieszkania. I znowu obudziłam się obok niego. I znowu ubrałam się i wyszłam. I znowu próbowałam zapomnieć.
To nie wiem jak fortuna, bo może rzeczywiście jest deltą, ale opkowa historia z pewnością kołem się toczy.

***


Takich sytuacji było jeszcze kilka. Przypadkowe spotkanie, rozmowa, alkohol, papierosy, jego mieszkanie. Minęło pół roku, na dworze leżały ostatnie, żałosne pozostałości po tegorocznym śniegu tegorocznej bieliźnie Victoria's Secret. Szłam szybkim krokiem, bo mimo, że był już początek marca wciąż było chłodno.
Nie marudź, my tu zaraz będziemy mieć początek lipca i też jest chłodno.
- Granger! - usłyszałam za sobą wołanie.
Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć podbiegającego do mnie Malfoy'a. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie.
Kończy się to już? Bo jakoś te spotkania są nudne. Ba, nie ma nawet żadnych idiotycznych szczegółów, z których można by było się pośmiać.
- Granger. - powtórzył lekko zdyszany.
Och, jakie to słodkie i amerykańskie. W Londynie trzeba robić tak samo.
- Witaj, Malfoy.
- Tak dalej nie będzie. Tak oficjalnie? - powiedział stanowczo, a ja spojrzałam na niego pytająco.
Zamiast źrenic pojawiły się w jej oczach małe znaki zapytania. Albo, jak kto woli, Google Grafika na prośbę sformułowaną "pytające spojrzenie" serwuje takie oto gify:

Jak się okazało, z jakiegoś opka o One Direction. I wszystko jasne.
Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego, a on patrzył na mnie jakby był zahipnotyzowany.
Hipnotajzing ajs.


Potrząsnął głową, jakby chciał wyjść t tego "transu".
Sorki, nie da rady, kucyki Pony już zapanowały nad twoim umy... ekhm, czym?


Chyba sobie to gdzieś na avatar wstawię, jak będę się na jakimś głupawym forum z nudów rejestrować.
- Nie może tak być.
- Ale co, Malfoy? - zapytałam wydmuchując dym z ust.
Dymem go, dymem, no w twarz go tym dymem! Będzie bolało.
- Zabieram cię na randkę.
Jakie to urocze <3
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Idziemy na randkę. Kupię ci kwiaty, zjemy kolację, napijemy się wina, a później odprowadzę cię do domu.
Robisz to źle. Kwiaty powinny być spontanicznie kupione po drodze za jakieś 5zł, okej, góra 10, a najlepiej, jak się znajdzie jakiś łatwo dostępny kwietnik. Nie dość, że pinionszki oszczędzisz, to jeszcze zostaniesz odebrany jako najukochańszy romantyk pod słońcem.
Chyba, że... trafisz na mnie. Nie lubię dostawać kwiatów, bo potem przez całe spotkanie nie wiem, co z nimi zrobić. A w domu zawsze się okazuje, że jakimś cudem nie mam wolnego wazonu.
Odczekam grzecznościowo dwa dni i wyślę ci sowę z kolejnym zaproszeniem. Po drugim spotkaniu znajdziesz na swoim biurku w Ministerstwie bukiet kwiatów z bilecikiem i datą następnej randki.
A "witaj" było dla niego zbyt oficjalne...
Dalej samo wszystko się potoczy. Nareszcie będzie tak jak powinno. - wciąż patrzyłam na niego zszokowana, a on widząc to zaśmiał się krótko. - Przyjdę po ciebie jutro o dwudziestej. - odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku i zwrocie.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam! - krzyknęłam jeszcze za nim pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Pytanie, stwierdzenie, czy co?
- Mam swoje sposoby. - rzucił przez ramię. - Ale dzięki temu wiem, że się zgadzasz.
Zapomniała wyłączyć lokalizacji na Messengerze.
I już go nie było. A ja dalej stałam w tym samym miejscu z papierosem w ręce nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.
Wow. Aż mi się przypomniała sceny sprzed mniej więcej miesiąca, kiedy to parę dziewczyn stało na korytarzu i krzyczały, że "Magda idzie na randkę". Wydarzenie roku.

***


I było dokładnie tak jak mówił. Przyszedł o dwudziestej, kupił mi kwiaty, zjedliśmy kolację w restauracji, napiliśmy się wina, a później odprowadził mnie do domu i na pożegnanie pocałował w policzek.
Ktoś tu lubi się powtarzać. Było tak jak mówił, wystarczy, po co powtarzać kilka kolejnych zdań?
Następnego ranka po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się z uśmiechem na ustach.
Nawróciła się albo co. Teraz bardziej docenia kolację niż seks z najseksowniejszym blondaskiem w Hogwarcie.
Później wszystko dalej szło według jego planu. Oczywiście podczas każdego ze spotkań kłóciliśmy się, ale później jakoś dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy temat.
Papieroska na uspokojenie?
Nie obyło się też bez papierosów, ale można powiedzieć, że był to już swojego rodzaju nasz zwyczaj.
Rytuał. Jeszcze czarne świecie i pentagram na podłodze.
 Minęło kilka tygodni, w końcu oficjalnie zostaliśmy parą, a ja nareszcie czułam się szczęśliwa.
Wniosek? Najpierw prześpij się z dziewczyną ile razy chcesz, a kiedy będzie miała dość, to zaproś ją na kolację, daj kwiatka i będzie cacy.
Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu chodziłam uśmiechnięta, rzeczy, które wcześniej mnie irytowały zaczęły mi sprawiać przyjemność, przyjaciele mniej mnie denerwowali, wszystko dzięki niemu. Oczywiście prawie bez przerwy się o coś spieraliśmy, nie mogliśmy podjąć ani jednej decyzji bez choćby złośliwego dogryzania, ale właśnie to było piękne, bo było prawdziwe.
Ciągłe kłótnie w związku, tak, to jest piękne. A jeszcze piękniejsze są rzeczy, które sobie kupią adwokaci za pieniądze z prowadzenia sprawy rozwodowej.
Po kilku miesiącach postanowiliśmy razem zamieszkać. To było dla (nas?) obojga nie lada wyzwanie, ale chcieliśmy spróbować.
Miało być tak, jak trzeba. To ślub też trzeba zaplanować. Prawnicy przecież muszą mieć potem za co żyć.
- Nie ma mowy, Granger. W MOIM domu nie będzie żadnych fioletowych ścian!
Mogą być ultrafioletowe?
- Nie pieprz głupot, Malfoy, oczywiście, że będą, bo JA teraz też tu mieszkam i kocham fioletowy!
- Ale to nadal też MOJE mieszkanie, a ja nie znoszę fioletu!
- W takim razie będą czerwone!
Od skrajności w skrajność.
- Kolor gryfonów? Zapomnij, Granger! Już lepszy fioletowy.
Ach, te kompromisy.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - powiedziałam uśmiechając się triumfalnie i zapaliłam papierosa.
- Podstępna żmija. - mruknął, ale podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Ale sypialnia zostaje zielona.
Niech cały dom będzie tęczowy, pełnoetatowi facebookowicze będą z was dumni.

Chyba, że mówimy o narodowcach... W internetach krąży wersja powyższego zdjęcia z tęczowym filtrem. Taka ironia. A tak przy okazji:
http://aszdziennik.pl/115009,facebookowa-wpadka-korwina-zmienil-sobie-zdjecie-na-teczowe-bo-myslal-ze-chodzi-o-rainbow-dash
- Nie będę spała w pokoju, gdzie ściany przypominają jakąś oślizgłą jaszczurkę! - zaprotestowałam.
Książkowa Hermiona uwielbiała zapach świeżej trawy, a trawa też jest zielona... Super, piszę kolorem oślizgłej jaszczurki.
- Owszem, będziesz. - stwierdził i wyjął mi z ręki papierosa, żeby samemu się nim zaciągnąć.
- Nie, nie będę. Może być brązowy. - zabrałam mu tytoń z ust.
- Masz rację, śpijmy w pokoju w kolorze gówna. - prychnął.
Wymieszajcie wszystkie kolory, jakie macie i wyjdzie taki sraczkowaty.
- Nie gówna, tylko czekolady! - warknęłam.
Leczniczego błota.
- Jeden pies, zostaje zielony.
- Pieprz się, Malfoy. Z kim? W takim razie zmieniamy meble. Będą ciemnobrązowe, a nie czarne!
- Nie ma szans, Granger, meble zostają.
Ostatnio na internetach wyczytałam, że czarny to kolor ludzi impulsywnych i konserwatywnych. W połączeniu z butem typu glan to wystarczający argument na wszystko.
- Tak ci się tylko wydaje.
Cały świat to iluzja, a po śmierci będziemy w Nirvanie przy mikrofonie z Cobainem nirwanie.
- W takim razie, nie ruszasz kuchni. Zostanie czarna, jak meble.
Jak moja dusza.
- Nie zostanie, będzie beżowa!
W paski!
- Owszem, zostanie i będzie czarna.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem (z podziałką na cale czy centymetry?), aż nagle wybuchnęłam śmiechem, czym kompletnie zbiłam go z tropu.
- Z czego się śmiejesz?
Z ciebie, z nas, z tej całej sytuacji. Z tęczy na profilowym Spotted: KZK GOP, której już właściwie nie ma.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że tak naprawdę jedyne co nas łączy to miłość i papierosy.
Zdała sobie sprawę z bezsensowności swego życia.
Dołączył do mojego śmiechu.
- I tu masz całkowitą rację, Granger. - powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem.

Aż światło się załamało. I tak powstała tęcza.



Była polityka, był Putin, była tęcza, był Teodor, czyli wszystkie tematy, jakie obecnie w analizie Dramione poruszyć można. Weekend przyjemny, teraz pora się przygotować na następny, długi, bardzo, dwumiesięczny, chyba, że ktoś jest studentem :)
Przy okazji już wiem, jak mam budować swój związek i dlaczego moje randki są takie nieudane. Wam też takich życzę.

Co mi zostało do dodania? Chyba już nic. Człowiek musi wiedzieć, kiedy się zamknąć.

Do następnego!

sobota, 18 kwietnia 2015

6. Hodowca szuka męża, czyli One Direction bez muzyki w wersji wiejskiej

Autorkom chciało się powygłupiać i postanowiły zaśmiecić internety (nie)śmiesznymi bzdurami, a my z dobrego serca próbujemy uczynić je śmieszniejszymi... ale jeszcze bardziej bzdurnymi. Sami oceńcie.

Adres: http://staywithme-zarry-ff.blogspot.com/

Prolog

Był piękny słoneczny dzień .......
Zayn jako mały chłopczyk bawił się przy rzece
malutkimi kamieniami , które wesoło podrzucał do góry dopóki nie dostał nimi w łebAleś ty milutka. 
Mogło się wydawać , że był to kolejny spokojny O! Czemu nie mówiłaś, że to wiersz?
dzień i nic nadzwyczajnego nie miało
się wydarzyć . Spacja...znowu. Serio? Promienie słoneczne ogrzewały
przyjaźnie jego twarz (jak? nieważne i tak nie ogarniesz.) a kąciki jego ust
były podniesione lekko do góry . Ach, te poetyckie formy, walka entera ze spacją o równouprawnienie, dziwaczne epitety, peryfrazy... Bogactwo środków artystycznych po prostu, czemu nie możemy omawiać tego na polskim? Za dużo błędów interpunkcyjnych itd.
Nagle wydarzyło się to co przeznaczenie miało
w zanadrzu .(dałaś kolejną spację?)  Nad chłopczykiem pojawiła
się ciemna postać . Jej twarzy
nie dało się rozpoznać . Jak założysz okulary, kapelusz i sztuczną brodę to większość programów też nie rozpozna twojej twarzy. Zayn z przejęciem na twarzy
spytał :
- kim jesteś ? ... - A on odparł :
- twoim najciemniejszym snem , twoje
życie nie będzie już normalne (Dobrze wiedzieć, że było.)
będziesz taki jak ja ......... Nierozpoznawalny dla kamer? Też tak chcę. Nie, będziesz stawiać w cholerę kropek.
I właśnie wtedy rzucił zaklęcie , a mały chłopiec
zamienił się w nadnaturalną istotę ...
ZOSTAŁ CZARODZIEJEM POSIADAJĄCYM MOC
ZAMIENIANIA LUDZI W KOZY ...................
Nie było bardziej pożytecznej mocy?
Łał, fajnie, powiało grozą i w ogóle.



Rozdział 1.

Był piękny słoneczny dzień . Mam deja vu. Czekaj, czy tam znowu jest spacja przed kropką? Zayn jak zwykle siedział na trawie i rozkoszował się widokiem jego pięknych kóz . Rolnik szuka żony, a pasterzowi wystarczą kozy. Pewnie zastanawiacie się jak to z tymi kozami było ? Niespecjalnie. Pewnie się z jajka wykluły. A więc wam opowiem .Gdy otrzymałem swój dar przemieniania ludzi w kozy (Ejejejej, o to, czy chcemy zmiany narratora to nikt się nie pytał!) - myślałem , że jest bezużyteczny (bo taki jest), ale w wieku 13 lat zerwała ze mną moja byłą dziewczyna . Jego była dziewczyna, dobrze wiedzieć. Ach, w tym wieku to ja ledwo co byłam w stanie podejść do chłopaka, który mi się podobał czy coś w tym stylu. Nie no ja już miałam jednego... ale był palantem i przestaliśmy się spotykać. Postanowiłem , że od tego czasu będę wszystkie moje byłe zamieniał w kozy aby na zawsze zostały prze mnie . Kocham literówki. Prze... Przemielone? Niestety , pewnego dnia miałem dziewczynę o imieniu Ana . Pewnego dnia ją miał...? Cóż, trwały i długi związek to podstawa szczęśliwego życia. No ba. Jednego dnia ją miał, a drugiego... zrobił z niej mielonkę... Byłem w niej na zabój zakochany , lecz gdy dowiedziała się , że preferuję grzebać narzędziami chirurgicznymi nie tylko w martwych dziewczynach , ale i też w palących fajki za supermarketem chłopcach zerwała ze mną . Postanowiłem , że nie zrobię jej krzywdy i będzie to jeden jedyny wyjątek . Miałam rację, on ma wrodzone skłonności do notorycznego zadawania bólu innym. Żywym lub martwym. Powiało grozą... Na moje nieszczęście magia , którą uprawiam (dobrze, że nie pole, rolnik byłby z ciebie kiepski. Dobrze, że magię uprawia, a nie...) jest czarną magią i zmusiła mnie do zamienienia i jej w kozę . Magia go zmusiła... Do stawiania spacji przed kropką też? Patrzcie, a ja z oglądania w dzieciństwie nieskończonej ilości kreskówek o czarodziejach/wróżkach/superbohaterach/przystojnych lemurach trząchających tyłkami wyniosłam, że panowania nad każdą mocą można się nauczyć w ciągu paru dni. So close.. Pamiętam jak też kiedyś , chyba kilka lat temu zmieniłem w kozę dziewczynę swojego sąsiada . Po co? Cóż , hahahah było zabawnie od czasu , kiedy dowiedziałem się , że nie mogę jej z powrotem zamienić w dziewczynę . Wcześniej było nudno. Sąsiad powinien ją pocałować. Zazwyczaj działa. Od tamtego czasu ten sąsiad - czyli Louis jest strasznie wredny i ogólnie jakiś dziwny . Dziwne to jest to opowiadanie. Skoro jeszcze cię nie zabił, to myślę, że dopracowuje w ukryciu plan morderstwa doskonałego. Nie wiem , czy znacie to uczucie , kiedy nikt wokół was nie lubi ani nie ma zamiaru z wami rozmawiać . Jak zmienia wszystkich w kozy, to nie ma się co dziwić. Mieszkam na wsi , a dokładniej na pustkowiu . Wieś to, jak podaje Wikipedia, jednostka osadnicza o zwartej, skupionej lub rozproszonej zabudowie, zatem nie jest pustkowiem. Nikogo to nie widuję (och, mówi o sobie w trzeciej osobie) i jest to bardzo niezręczne , zwłaszcza , że ostatnio jakoś potrzebuję czegoś więcej niż moich kóz , które zostaną ze mną na zawsze . Potrzebuję czegoś więcej , ja potrzebuję miłości ..... i aż pięciu kropek do jej wyrażenia.
A niech to, myślałam, że owiec.


*Oczami Harry'ego*


Mam dość tego wszystkiego ! Ja też. I stawiam buntowniczy wykrzyknik po spacji! Sława już mnie męczy .... Mnie też, dlatego gdy przy mnie pojawia się jakiś fotograf, wykorzystuję swoją drobną budowę ciała i chowam się za pierwszą napotkaną osobą, która oczywiście nie jest fotografem. Nagrałem już dwie płyty (Taki KISS, na przykład, nagrał ponad 40 płyt, ale to tak na marginesie. Niektórym z kolei śpiewanie znudziło się po jednym występie w Eurowizji.), mam bardzo dużo pieniędzy . A ja może mam bardzo dużo jednogroszówek, a się nie chwalę. Czego chcieć więcej ? Tytułu szkockiego lorda, ale podobno w tym celu wystarczy zakupić stopę kwadratową ziemi na terenie Szkocji. A tak , przypomniałem sobie .. nie chcę być sam . To zasponsoruj badania nad klonowaniem ludzi.



Mam swojego menadżera , który jest jednocześnie moim przyjacielem , ale ja chcę czegoś więcej , ja potrzebuję miłości ... To pokochaj przyjaciela. Tu już są tylko trzy kropki. Pewnego dnia postanowiłem to wszystko zakończyć , no bo ile można tak żyć ? Długo. Moim największym marzeniem od zawsze było założenie swojego ogromnego gospodarstwa . Rolnik szuka żony męża? W końcu mam kasę pancerną, skończone osiemnaście lat , kto mi zabroni ? Właśnie, kto bogatemu zabroni być skończonym idiotą. Poprosiłem mojego menadżera , aby zajął się jakimś miejscem na to , by otworzyć hodowlę dżdżownic, natomiast ja zająłem się kupnem zwierząt . On chce kozy hodować? Wróżbita Maciej byłby zadziwiony twoimi zdolnościami. Posiadam już kaczki , kury , ujemną inteligencję, krowy i świnie , ale czegoś mi brakuje ... Konia? Nie no, bez skojarzeń, przecież chyba ten w "Koglu-Moglu" mówił, że na gospodarce to musi być koń, krówka i parę świnek. ahhh tak ! Widzisz, zgodził się z tobą. potrzebuję kóz w nosie! Wiedziałem , że niedaleko pewien bardzo przystojny hodowca kóz ma swoją ogromną hodowlę , nie wiem dlaczego , ale coś przeczuwałem , ze jadąc tam wydarzy się coś niezwykłego . To opowiadanie miało być "zryte", co zrozumiałam jako "śmieszne", ale póki co toniemy w oceanie żenady sięgającym aż do dna rowu Mariańskiego, a nawet głębiej. Nagle z zamysłu zmielenia kóz na kotlety wyrwał mnie odgłos odpadającego koła . Po prostu wypadło (no to odpadło czy wypadło?) . Po prostu w tym świecie takie rzeczy jak zasada zachowania momentu pędu nikogo nie interesują i koła na tym cierpią. No nic , trochę tu sobie posiedzę , muszę czekać na Santa Clausa . Gdy byłem na pastwisku nikogo tu nie było i byłem pewny , że przez najbliższe 20 lat nie będzie . Wniosek: ty "po prostu" nie istniejesz. Teraz moim celem było znalezienie hodowcy kóz i naprawienie samochodu , ale to drugie musi poczekać na mojego menadżera . Aha, rozumiem, menadżer to taki pan od wszystkiego: przyjaciel, mechanik, handlowiec, strateg, chłopiec na posyłki, szofer, asystent, barista i nie wiadomo kto jeszcze. Postanowiłem się porozglądać . Szedłem przed siebie , aż w końcu zachciało mi się pójść za potrzebą za stodołę wracać . Właśnie w tedy ujrzałem jego . Ujrzałeś błąd ortograficzny?  Możliwe, możliwe.. już wiesz dlaczego nie omawiamy tego na polskim? Te opka źle na ciebie działają, sama teraz zjadasz kropki. Bez dłuższego zamyślenia postanowiłem do niego podejść .
- Dzień dobry ! - wykrzyknąłem . Dopiero teraz , kiedy chłopak się odwrócił zauważyłem jak jest piękny. I see Dorian Gray! Hm... Myślę, że bardziej by tu pasował Christian Grey, ten, co wiele twarzy miał. Te śliczne ułożone w nieładzie blond włosy (no to ułożone czy w nieładzie?), cudowne rysy twarzy , malinowe usta no i oczywiście te przepiękne błękitne czekoladowo - bursztynowe oczy . "Czekoladowo-karmelowe" brzmiałoby lepiej, wpasowałoby się w konwencję "to jest ciacho do schrupania". A tak w ogóle, to przez te twoje dopiski przypomniał mi się tekst pewnej dziewczyny "Jego oczy są piękne jak ocean" - tylko, że one były ciemnobrązowe :D.
Nie mogłem się mu oprzeć (aż mi się przypomniała reklama płatków Cheerios, pamięta to jeszcze ktoś?), tak bardzo chciałem się na niego rzucić (ja do tego mam łóżko), ale wiedziałem , że było by to nie na miejscu (spacje też tu są nie na miejscu, ale jakoś cię to nie wzrusza. Who cares...), zwłaszcza , że w ogóle kolesia nie znałem ... I właśnie wtedy z moich rozmyśleń wyrwał mnie jego głos , był taki ciepły , niski i przyjemny dla uszu , (Autoreczko dam ci radę: Mniej Doriana, więcej normalnych książek.) odpowiedział :
- co ? - Naprawdę ? Epicki zwrot akcji. "co ? " już nie stać go było na odpowiedzenie zwyczajnego dzień dobry ? tak trudno jest być miłym ? Patrzyłem na niego jak głupi , (a ja tak patrzę na tę wypowiedź postaci) nie wiem co sobie o mnie pomyślał . Postanowiłem spytać się go , czy zna kogoś kto ma kozy na sprzedaż .
- Zna pan kogoś kto ma kozy na sprzedaż , bardzo mi na tym zależy , to ważne ... - I właśnie w tedy ujrzałem ogromne pastwisko kóz (pastwisko kóz?). Jak ja mogłem być tak głupi i ich nie zauważyć ? Ale to był hodowca kóz... Ech, nieważne.
- Nie , niestety nikogo nie znam , możesz już sobie iść
- Do cholery ! co jest z panem nie tak ? Przecież widzę pańskie kozy (to, że mam kolekcję pudełek po tik-takach nie znaczy, że są one na sprzedaż) to po pierwsze a po drugie jak można być tak nie miłym ? i epicki znak zapytania - naprawdę mnie wkurzał , ale z drugiej strony strasznie pociągał za sznurki.
- No a co mam zrobić ?! Udawać cukiereczka , którym nie jestem ? - i właśnie wtedy nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego całując go jak głupi .
Z mojej stromy tylko tyle...


 Po chwili oderwałem się i powiedziałem :
- Według mnie jest pan bardzo słodki . To jak z tymi kozami ?
Nie wiem, ale jakoś straciłam apetyt na słodycze.
Od razu widać, że to Anglicy... Tak jak wcześniej wspominałam mniej Doriana Graya please.
Och... Gdyby ona - w przeciwieństwie do mnie - była w stanie to przeczytać, to przynajmniej pisałaby jakieś epickie opisy w stylu "słońce oświetlało swymi promieniami drobne kropelki kryształowo czystej wody spadające z niebios, mieniące się niczym złote krzewy w miodem i mlekiem płynącej krainie".

Rozdział 2.

*Oczami Zayn'a*

A oto moja apostrofa do apostrofa:


     Mój apostrofie! Dziś piękność twą i prostotę
     Widzę i opisuję w całej twej ozdobie.
     Apostrofie! Ileż cię trzeba cenić, ten tylko się dowie
     Kto wie, jak użyć Cię poprawnie przy każdym słowie!

Mickiewiczem to ja nie jestem, ale co mi tam.

Byłem zdruzgotany i zaniemówiłem , jak ten palant ( przystojniak , ciiii ) mógł mnie pocałować ?! Działając niezrównoważoną siłą, zmniejszył odległość między waszymi ustami do zera.  Rzygam! I to NIE jest tęcza. Chyba, że to ta tęcza obrzydzenia, którą posłużył się Szeregowy. No nie powiem , podobało mi się , ale to nie usprawiedliwia tej sytuacji . To wszystko przez społeczeństwo, które zakuwa nas w kajdany konwenansów. Czemu, jak nam się ktoś podoba, to nie możemy zwyczajnie, bezpośrednio tego pokazać, nie robiąc z siebie idiotów? Bo tak. Co za debil .Mocne. Naprawdę się go przestraszyłem , więc postanowiłem uciec , czy to dobre rozwiązanie ? wydaje mi się , że tak ..... Jak postanowiłem ,tak zrobiłem . Uciekałem w stronę mojego pastwiska . Gdy się odwróciłem , zobaczyłem , że ten psychol biegnie za mną . Czego on ode mnie chciał ?! Czegoś więcej. mrrr...
- Czego chcesz ?! - spytałem drżącym głosem
- Ciebie i twoich kóz (zw muszę odwiedzić swój kibel...) - odparł nonszalancko
Postanowiłem zmienić kierunek mojej ucieczki (dobrze, że nie zwrot) i skręciłem w stronę moje domu . Biegłem ile sił w nogach, końcówki fleksyjne zgubił po drodze , naprawdę , byłem baaaardzo przerażony . Wpadłem do domu jak struś pędziwiatr (meep, meep!) i biegłem krętymi korytarzami . Nie wiedziałem , gdzie biegnę , ważne , że szybko . Facet, na biegach na orientację byś sobie nie poradził. Przystanąłem na chwile i obróciłem się . Już go nie było , może sobie poszedł ? Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi i znalazłem się w łazience z której dochodziły dziwne odgłosy . Dariusz z "Trudnych Spraw"! Stwierdziłem , że zobaczę skąd dochodzą te dziwne piski i jęki . Obstawiam, że z łazienki. Ok jj... WTF???  zw muszę jeszcze raz... Otworzyłem drzwi prowadzące do mojej garderoby i pierwsze co zobaczyłem to tego pięknego debila . Już mi lepiej... piękny debil... BB?
- Co ty tutaj robisz ?! - wrzasnąłem , bo nie mogłem już wytrzymać tej furii . Co...? Nie ogarniesz.
- Czekam na ciebie , a co myślałeś , że sobie poszedłem ? - zapytał kpiąco Nie, że fapałeś poduszkę.
- n... n.. no , w sumie .... t.. to tak - jąkałem się jak Quirell.
- hyhy , ty wiochmenie , ty cholerny hodowco dawaj moje kozy A ty mój wykrzyknik!
- Nigdy ! nigdy nie oddam ci moich maleństw ! To ja je wychowywałem , to ze mną dorastały , to ja ich nauczyłem podawać łapę i beczeć na zawołanie ! Tresura kóz, dobre, może na jakimś planie filmowym się przyda. Zapomniał o tym, że sam je zmienił Czuję się za nie odpowiedzialny , ja ... ja czuje się jak ich ojciec chrzestny! Kazirodztwo widzę.
- porąbało cię chłopczyku ? mówisz jak jakiś psychol , przecież ci ich nie zjem 
Nie, tylko wypruję im flaki i zrobię z nich mielonkę.  
- no nie wiem , mi tam wyglądasz na kozo-pożeracza . W sumie to zawsze chciałam spróbować kozy. I królika.
- a ty mi wyglądasz na pedała .
- skąd wiesz , może jestem biseksualistą ?! - teraz mnie naprawdę zdenerwował 
Nie wiem co gorsze, ja w każdym razie proponuję mu zostanie osobą aseksualną, przynajmniej nikt nie będzie przez niego cierpiał. A ja stawianie wielkich liter na początku zdania.
Ten łoś stał jak slup i spoglądął na mnie z wyszczerzonymi oczami (Nie wiem, czy z moimi oczami wszystko w porządku, może są wyszczerzone... slup... on jest ze wschoda) i otwartą buzią , jedanym (Tu miało być "b"? Na 100% "b".) słowem wyglądał jak moja stara ciotka Matylda , która zapewne już nie żyje ( zgaduję , że mój wujek juzek (tak wiem, że przez "ó") dawno ją zabił , bo była naprawdę nie do zniesienia )
Nie łapię żartu.
- Witaj w klubie mamy zniżki na basen stary ! - wrzasną ten lokowaty pożeracz kóz . Lokowaty... lokowaty... A lokowaty!  Nie... nic mi to nie mówi.
Zabija ludzi lokówką.
- Ty też ?!
- No tak ... a co ?! nie wyglądam ?! - oburzył się
- Nie to mam na myśli , po prostu ...nie ważne . Jak zaczęła się twoja historia ?
W tym momencie szwarc-charakter opowiada historię swojego życia oraz zdradza swoim arcywrogom najdrobniejsze szczegóły swojego genialnie mrocznego planu, a kilka sekund później ci zakneblowani bohaterowie dokonują cudu i ratują świat, a zaraz potem gra taka fajna muzyczka i lecą napisy końcowe.
- w sumie nie wiem ... samo tak jakoś przyszło ... ale wydaje mi się , że jak robiłem "TO" , wiesz co mam na myśli z moja byłą , stwierdziłem że to mi już nie wystarcza i jestem tym kim jestem
- A robiłeś "TO" z chłopakiem ?
- jeszcze nie, ale mówię, że jestem bi, żeby podrywać dziewczyny i jednocześnie umieć wytłumaczyć to, czemu zachowuję się jak pedał. To ma sens ... może chcesz być tym moim pierwszym ? NIE!!!
- wiesz ... nie jestem jeszcze gotowy , a tak w ogóle ... to ja cię N I E L U B I Ę ! W tych wszystkich niesamowitych, pełnych akcji filmach z ju-es-ej zazwyczaj jest tak, że ludzie sypiają prawie zawsze z ludźmi, których nie lubią albo w ogóle ich nie znają. Zrozumiałeś ? A teraz won z mojego życia ! A nie z domu? Nie dostaniesz ani moich kóz , ani mojej dupy!
Ale może dostać coś innego...
- czyli chcesz dzielić swoje kozy ze mną ? a to drugie przyjdzie z czasem . Co za debil...


* Oczami Harry'ego *


- chodź , pokażę ci coś - powiedział rolnik który już nie długo będzie mój 
Ja tak żartowałam z tym rolnikiem. 
- chcesz mnie z gwałcić czy co ?  Oh my god... to już wolę oglądać Doriana i dupę pewnego bardzo (nie)seksownego anglika.
Hahahahahahahaha ale śmieszne. Tak, on chce cię zgwałcić jak dajrzekszjonerka plakat.  
- nie !!! o czym ty w ogóle myślisz ?! Jesteś zboczony !! Ja podobno też ale nie myślę o gwałceniu dziewczyn... w ogóle nie myślę o gwałceniu kogoś.
- jak bym nie wiedział , więc gdzie idziemy ?
- phh , to niespodzianka cwelu jeden ! Ja też tak na jednego kolegę gadam. U nas tak na siebie wszyscy w klasie gadali i się śmiali, że "cwel" brzmi prawie jak "dwanaście" po niemiecku. Alert! Object "Gimbaza" detected.
- o matko ... no to chodźmy bo zaraz zdechniesz z tych nerwów !
Ja dzięki nerwom żyję, czuję i myślę, ale fakt, im mogą przeszkadzać. Myślenie nie boli... ale po co ryzykować?
Jak powiedziałem tak zrobiliśmy . Hodowca pociągnął mnie za mój nadgarstek tak mocno , że na pewno zostanie mi siniak . Gdy otworzył drzwi , zauważyłam (nie nadążam...), że jest już ciemno ale wszystko jedno... A teraz chodź tu do mnie, poczuj się swobodnie, a gwiazdy na bezchmurnym niebie lśnią bardzo mocno . Ej, Kupicha nic o gwiazdach nie śpiewał. Chyba... Zaprowadził mnie na jakiś głaz , który otoczony był pięknymi fioletowymi wrzosami , które ledwo widziałem (już nadążam, to gender. Aha... ), było tak romantycznie <3

Romantyczność jest mniejsza od trzech. Czyli oni chyba uznają monogamię... czyli chyba jest jeszcze dla nich jakaś nadzieja. Niestety nie... patrz poniżej.



Czy tylko ja uważam, że to wygląda jak jeden z tych dziwnych rysunków w "Małym Księciu"?
Ale to jest lawenda.
Może. Nie chce mi się tego powiększać.
Mulat zapomniał się i położył głowę głowę  na moich kolanach .Pogłaskałem go po głowie , a on szybko oprzytomniał
- Co ty do chuja robisz ?! - wydarł się na mnie bezpodstawnie
- JA ?! JA ?! CO JA ROBIĘ ?! TO TY UDAJESZ NIEPRZYTOMNEGO I SIĘ NA MNIE KŁADZIESZ ?! 
Straszne. Bez komentarza...
- Ja się tylko potknąłem ! Nie wrzeszcz na mnie 
Jak byłam taka bardzo mała, i w domu miałam komputer z Windowsem 95, to sobie lubiłam grać w Smerfy. Najlepiej pamiętam z tej gry moment, kiedy trzeba było szukać szarotki i jeden ze smerfów (Ciamajda zapewne) zawsze mówił: "To nie moja wina, poślizgnąłem się!" Tylko że tam był śnieg, lód i faktycznie można było się poślizgnąć, a tutaj to ja widzę wrzosowisko i bardzo małe prawdopodobieństwo potknięcia się.
Między nami zapanowała bardzo krępująca cisza i trwała około pięć minut . Postanowiłem ją przerwać
- Tak , w ogóle , jestem Harry , a ty skarbie ?
- Ja jestem ACO CIETO
W SpongeBobie był taki odcinek o gościu, który się nazywał "Co Cię To Obchodzi" czy jakoś podobnie i Skalmar, żeby wygrać zakład i dowiedzieć się, jak ten gość się nazywał, zwinął mu portfel i poszedł siedzieć. To było o wieeeeeele ciekawsze i bardziej logiczne od tego czegoś.
- No przestań !
- Jeju .... no dobra ! Jestem Zayn
- Aha , myślałem ,że trudny do zdobycia ... Przedstawiam się ludziom na samym początku znajomości, to ja pewnie już dawno powinnam w burdelu wylądować. Do jednego masz blisko... Przypomniało mi się, jak raz tak koło mojego domu szedł chłopak z dziewczyną i zapytali się mnie, czy ja wiem gdzie to jest i jak tam dojść XD. a tak w ogóle piękne imię dla pięknego chłopaka
Uśmiechnął się lekko , a ja popatrzyłem na jego usta , były tak kuszące . Już zacząłem się do niego zbliżać , kiedy usłyszałem trąbienie ze znango mi samochodu , To był Claus .
To były sanie Świętego Mikołaja.
Mózg mi eksplodował...
Lecem z apteczkom!

Rozdział 3.

"Oczami Harry'ego"

Ciekawy tytuł.
Miała nadejść chwila w której bym go pocałował . Ale się spóźniła na pociąg. Już prawie czułem jego wargi na swoich ustach . Czekałem na tę chwilę prawie cały dzień . On go chyba na samym początku pocałował...No raczej, bo mnie zemdliło. Dlaczego Claus nie pomyślał o mnie i nie przyjechał 5 min później ?! Ja nie zniszczył bym mu tak pięknej chwili . Gdzie my w ogóle jedziemy ?
Do Gliwic. Tramwajem. NIE... bo do Toszka. Pindolinem. Pociągiem z Katowic, który miał godzinę opóźnienia, a następny przyjechał za pół. Pewnie po drodze wpadł w jakieś zawirowania czasoprzestrzenne, wiesz, trasa przebiega przez Sosnowiec.
- Claus , ty debilu gdzie ty mnie wywozisz ? Patrz powyżej - zapytałem
Na czarną mszę, dziewice się skończyły, a kogoś trzeba złożyć w ofierze.
- a jak myślisz ? , do hotelu ....
Na bogato!
Przez połowę czasu jechaliśmy w ciszy , dopiero po 15 minutach usłyszałem głos matołka. (Pytanie: jaką drogę przebył samochód?) szcze trochę cz (Nie, też nie wiem, co to jest.)
- Ej stary , co się tam wyprawiało ? Masz te kozy czy nie ?
- Daj mi jeszcze trochę czasu ! Proszę ... to nie takie proste jak myślisz - wyjaśniłem
To jest o wiele prostsze.
- Co trudnego jest w zdobyciu kilku kóz od jakiegoś chłopa wyglądającego jak pedzio ?!
A co trudnego jest we wstawianiu spacji w odpowiednich miejscach? A we wstawianiu wielkich liter?
- Daj mu spokój ! widzisz coś złego w byciu pedałem ?! Widzę coś złego w małych literach na początku zdania. zaraz naślę na ciebie całe stado kur i już nie będzie tak fajnie gogusiu !!!! - odgryzłem mu
Co on mu odgryzł?! Coś czuje, że lepiej się tym nie interesować.
- Przepraszam ! tylko nie kury .... - powiedział przez łzy Claus
- A.. zapomniałem . boisz się kur hahahahahahhahahahahahahahah biedny Claus
Oglądam sobie serial i słyszę tekst "nie bądź taką konserwą". Na pewno jest to śmieszniejsze niż strach przed kurami, ale jakoś nie odczuwam potrzeby napisania "hahahahahahahahahahahahahahaha".Muahahahaha
- możesz przestać ? - powiedział z lękiem Aaaaaaaa....LUDZIE, LUDZIE RATUNKU KURY SIĘ NA MNIE PATRZĄ...
- no dobrze , ale tylko dlatego ,że prowadzisz auto w którym teraz przebywam - zlitowałem się nad nim
Myślisz, że postawi ci to pomnik? NIE. Nawet przecinka nie postawił.
- Masz małego !!!!! Ale ostro - zdenerwował się
Będzie mniej do rzeźbienia.
- O teraz to pożałujesz nadęty króliku ! Wieśmena widzę- zacząłem krzyczeć i bić go po jego pustej głowie . Claus stracił panowanie i wjechaliśmy w stóg siana . Dobrze, że nie w kartony. Później widziałem tylko ciemność i czerwono-niebieskie światełka zapewne pochodzące od karetki

Nawet w amerykańskich parodiach amerykańskich komedii nie ma takich idiotów. Nie, ale w komediach jest jeden. Tyle, że on jest z Anglii tak, jak ci idioci.

"Oczami Zayn'a"

Nigdy chyba nie czułem takiego dziwnego uczucia w brzuchu , czy to był motyle ? Jak one się tak dostały ?
Jednemu z pacjentów House'a rosła choinka w żołądku.
Jak byłem młody zawsze myślałem , że wchodziły pępkiem , ale teraz to by nie przeszło bo jestem w koszuli ..  Z jednej strony cieszę się , że do niczego nie doszło , ale z drugiej strony czuję cholerny nie dosyt . Muszę to przemyśleć , pójdę na spacer .Gdy przechodziłem ulicą zobaczyłem samochód w
sianie ?! Co ?! muszę zobaczyć czy nikomu nie stała się krzywda .
Owszem, stała się. Mojemu mózgowi.

Eeee...
 Najpierw zadzwoniłem po straż pożarną , ale powiedzieli mi , że mam zadzwonić po karetkę .... aha ? Polecam 112. Strażacy nie chcieli ratować tego znaku zapytania stojącego za spacją. I właśnie w tedy zajrzałem przez szybę . Ujrzałem najcudowniejszą istotę świata ..... Twoje martwe ciało zeżarte przez karaluchy i rodzinkę kanibali. Gormogon nie je pedałów. STOP nie nie nie ! to był Harry ..... Ten kręcono włosy laluś , który z jakiegoś powodu uniknął pocałunku . szybko wyciągnąłem go z auta i powyciągałem pojedyncze źdźbła siana z jego włosów . Nieważne, czy jest przytomny, czy oddycha, czy ma uszkodzony kręgosłup, oby tylko mu się fryzura nie zepsuła! Oj, nieładnie pan z edb będzie nieusatysfakcjonowany i da ci kapę. I wpisze ją na czerwono do swojego nieśmiertelnego zeszytu, w którym pewnie znalazły się oceny twojego wujka, a za parę lat znajdą się oceny twoich dzieci. Tak się spieszył, że zapomniał o wielkiej literzeObok lokowatego siedział ktoś jeszcze , chyba był przytomny ale z jakiegoś powodu miałem go w mojej pulchnej dupci . No. Chyba. Nie. Proszę walnijcie mnie młotkiem. Gdy czekałem na pomoc odezwał się ten chłopak
- A ja to co ? nie jestem chyba kozą , tylko człowiekiem !!!!! Pomóż mi wstać ! - wrzasnął
- nie zasługujesz na jakąkolwiek pomoc !!! Kozy to też ludzie !!! Mają inne ciało , ale rozumieją wszystko , są świetnie rozwinięte umysłowo ! KOCHAM MOJE KOZY PONAD ŻYCIE !!!! JEŚLI OBRAZISZ JE JESZCZE RAZ TO POŻAŁUJESZ ! - nie mogłem się opanować
- Zluzuj majty , stary , jesteś psycholem !! - odwarknął
A ten gościu to pewnie okaz zdrowia psychicznego. Ta, bo już w to uwierzę. No jest zdrowy... tylko ma majtki za ciasne... na głowie.
Dzięki, zniszczyłaś mi mózg.
Miałem coś jeszcze doszczekać hau hau , ale usłyszałem karetkę . Bardzo sprawnie wyszli z niej ratownicy wzięli Harry'ego na ręce , położyli go na noszach i odjechali . hyhyyh a laluś został w aucie . Zaczął płakać , ale przywaliłem mu z cegły i powiedziałem :
- To za moje kozy ! - i właśnie w tedy brutal kóz zamknął oczy . Albo mu się zdechło albo po prostu zemdlało . Nie wiem , ale jak juzek mówiłem : "mam to w mojej pulchnej dupci" .
Skąd na polu, wśród siana, wzięły się cegły? Pustaki? Przecież on ma je w głowie.
- O kurde !! Muszę pojechać do mojego cielaczka ! - powiedziałem to chyba za głośno bo goguś się obudził Przywaliłem mu jeszcze raz z cegły (prawie jak Kevin) i uciekłem z miejsca zbrodni . Po drodze nuciłem moją ulubioną piosenkę "Mięsny Jeż" .
Ty go zjesz! Ty go zjesz! Chyba miałam rację z tymi kanibalami. Zadzwonić po Bootha? To nie jego rewir, tu  macki FBI (teoretycznie...) nie sięgają.

Rozdział 4.

"Oczami Harry'ego"
Byłem se chyba nieprzytomny , a jak się ocknąłem to zobaczyłem pustynię. Tak mi się przynajmniej wydawało wtedy , ale teraz już wiem , że to był pokój szpitalny :) 
Po prostu białe kafelki pomyliły mi się z żółtym piaskiem, nic takiego.
Każdy może się pomylić co nie ? NIE. Tylko debil. Ewentualnie ja na sprawdzianach przy obliczeniach typu 2+3. Widziałem też takiego sexy lekarza (dobrze, że nie aktora), ale miał już pewnie po osiemdziesiątce , więc nie warto było do niego zalatywać , pewnie za niedługo mu się zdechnie. Seksownym można być w każdym wieku, pamiętajcie! Staruszek podszedł do mnie i kazał otworzyć mi buzię . Niechętnie , ale to zrobiłem . Chłop (nieprawda, bo przedstawiciel klasy średniej) kazał mi chwilę poczekać , a zaraz potem przyszedł ze szczoteczkę do zębów i wyczyścił mi nią język . I właśnie wtedy otworzyłem oczy i zobaczyłem , że był to tylko sen HE HE. Nawet ja nie mam takich schizów w snach. A ja ostatnio nie pamiętam swoich snów.
Pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu się jakąś babkę która nade mną zawisła i widziałem jej piersi . No tak... Normalny chłop w moim wieku skakałby z radości ale nie ja , mnie to zniesmaczyło . O wiele bardziej cieszyłbym się gdyby patrzył na mnie ten piękny chłopczyk ze snu . Chłopczyk czy staruszek, weź się zdecyduj. Gdy przestała wytrzeszczać (na szczęście nie "wyszczerzać") swoje gałki oczne zapytała :
- Jak masz na imię i co cię boli ?
Myślenie boli.
- Mam na imię Harry i bolą mnie przez panią oczy (toż to trucizna dla oczu, jak mawia Król Julian) a tak ogólnie to chyba miałem wypadek więc niech się pani domyśli - wkurzyłem się
- masz wrzody i obitą pupcie po wypadku - powiedziała zniesmaczona
Teraz próbuję dojść do tego, co wrzody mają wspólnego z wypadkiem samochodowym, czy też raczej samochodowo-sianowym. Auto go zgwałciło. I uszkodziło nabłonek w żołądku?
- aha , fajnie - uśmiechnąłem się
- no wiem , zazdro :) Nie, nie udobruchasz mnie tą emotką, wręcz przeciwnie. Ej ! mam pomysł ! Naciśnij Alt i F4!  idziemy do mnie do biura się przelizać ?
Jak piesełki, hau, hau.
- OK , może być ciekawie , ale pod jednym warunkiem !
Warunkiem trójkąta?
- Hmmm kociaczku ? - zamruczała
- Zmień płeć płetwalu ! Masz przewalone. - gdy to powiedzialem baba zrobiła się strasznie czerowna (?) i przywaliła mi z plaskacza
- O co ci chodzi niedorobiona lafiryndo ?! - wnerwiłem się i naparawdę chciałem usłyszeć odpowiedź , ale zamist tego kolejny raz mi przywaliła , ale tym razem w klejnociki . Ciekawa terapia. Walnęła mu z plaskacza w jaja... Ciekawe. Może była kryptohobbitem.
- NO OK ! mogę się z tobą przelizać , ale dam ci w dupę , bo inaczej nie umiem , sorry , ale jestem homo
Myślałam, że bi. A tak swoją drogą, to ja przez całe życie (no dobra, może nie całe...) sądziłam, że "lizanie się" to po prostu całowanie. Całe moje życie legło w gruzach.
- aaaa , to wszystko wyjaśnia ! no to chodźmy ! - krzyknęła wesoło , a ja zerwalem się z łóżka i podążyłem za nią tańcząć makarenę . Żal!
Próbuję sobie wyobrazić, jak można tańczyć makarenę, idąc. Już Gangnam Style byłoby lepsze.
Gdy weszliśmy do jej gabinetu usiadła seksownie na fotelu i powiedziała :
- tylko staraj się być cicho już raz mnie przyłapali - poinformowała mnie
Ona chyba ma jakiś fetysz związany ze szpitalem lub gabinetem, bo normalny człowiek to by się spotkał po pracy.
- no ok , ale szybko bo dłużej nie wytrzymam i sam się sobą zajmę  - też ją poinformowałem
- zaczynamy ? - powiedziała ściągając swój kitel Ciekawe...

ZACZĘŁO SIĘ ( MOMENT +18 )
Podejrzewam zatem, że same autorki nie powinny czytać, więc teoretycznie nie powinny były tego napisać.
Ściągnęła mi koszule a ja jej bluzkę . Coś za bardzo kojarzy mi się to z poprzednią analizą... MIAŁA NA PRAWDĘ DUŻE ! Zaczęliśmy się całować i równocześnie zaczęliśmy ściągać spodnie ja poradziłem sobie z jej szybko a ona z moimi się męczyła przez co mój przyjaciel sobie stanął . Stwierdziłem , że jej pomogę i szybko ściągnąłem swoje spodnie . Bardzo się ucieszyła więc powiedziała , że będzie ostro . Pokazując , że się ucieszyłem ściągnąłem jej stanik a ona tak się napaliła , że sama ściągnęła sobie majtki z tym było najwięcej zabawy więc się wkurzyłem , długo nic nie robiłem więc zapytała się czy kontynuujemy . Odpowiedziałem , że ..... NIE !!!! Niespodziewany zwrot akcji. hahhahahahahahahahahah gdy tylko zobaczyłem jej minę uciekłem . Biegłem prze korytarz pół nagi miny ludzi były bezcenne dopiero w windzie się ubrałem UCIEKŁEM ZE SZPITALA AHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHA
Ten złowieszczy śmiech, och. Nie ogarniam
(SERIO MYŚLELIŚCIE , ŻE BĘDZIE + 18 XD )

Serio myślałyście, że ktoś coś myślał?
Ale zabawne hahaha
To było do mnie?
 Do niego.

"Oczami Zayn'a "

Jechałem do mojego pulpecika z prędkością najszybszą jaką mogłem czyli 10 km/h . Witamy w Polsce. O KUŹWA , tylko gdzie jest szpital ?! Na TVNie. A dobra , nie chce mi się do niego jechać , jadę do moich kóz PA PA <3
No tak, kozy ponad wszystko

Rozdział 5.

"Oczami Harry'ego"
Biegłem przed siebie jak dinozaur Maurycy ( moja kura ) (A może kogut?) i nie ukrywam , kilka razy mi się wywaliło (jak Benek w paprotkach), ale to taki szczegół . Uciekałem przed tym pasztetem ile tylko sił miałem w nogach , miałem stuprocentową pewność , żę mnie goni , no bo przecież jestem taki sexy ! prawdaaa ??? Matko, kogoś mi to przypomina. Aż za bardzo... Chyba dzisiaj nie zasnę. BB czy O...? Bez nazwisk. Bez imion. Tak, to drugie. Ale wiesz, nie chcę, żeby do mnie zapukała policja.
Chciałem to sprawdzić i odwróciłem się i ją zobaczyłym 
- aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa goni mnie potwór - krzyknąłem chyba zbyt głośno bo zaczęła biec coraz szybciej 
Stówka dla tego, kto znajdzie mi jakąkolwiek książkę, gdzie wypowiedź któregoś z bohaterów wygląda tak: "aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa". Znam książkę, która jest inspiracją tych autorek ale tam tego nie ma... w filmie też.
- jak cię złapie to pożałujesz - odkrzyknęła
W tym momencie się wwaliłem ale ze mnie kupak ! Co to kupak...? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. leżałem tam i czekałem na ratunek mojej kózki , mojego księcia z bajki a ta pszczoła była coraz bliżej bliżej i bliżej... Kozy, pszczoły, pasztety, dinozaury, kury... Aż sama się dziwię, ale ja już chyba wolę słuchać tego prawdziwego One Direction. Nagle wydarzyło się coś fajnego ... Ruscy oprócz dostaw gazu odcięli ci internet? Ej! JA jestem Ruskim Cyganem! Pewna "ruska dziewka" rządziła Imperium Osmańskim, nigdy nic nie wiadomo. przynajmniej dla mnie , na pewno nie dla rodziny tego pulpeta . Widziałem tylko jak osuwa się na ziemię i wielką plamę krwi . Pulpet osunął się na plamę krwi i tak oto wynaleziono kaszankę. Zniknęła .... nie bylo jej . Nagle usłyszałem ogromne meczenie kozy i nagle ujrzałem ją ... rudowłosą kozę (rudowłosa koza?), która pojawiła się tam znikąd oraz mojego dzióbaska Zayn'a . BYłem (?)w tak ogromnym szoku , że zemdlałem , nie wiem nawet jak i kiedy ...


A oto "rudowłosa koza" przepełniona żądzą mordu.
Czyli Zayn najpierw mieli te dziewczyny, potem robi z nich pulpety, a te pulpety zmienia w kozy...
Ananas wyszedł z puszki.

"Oczami Zayn'a "
Kuźwa ! Co jak on mnie widział !!?? Przepraszam, proszę pani, ale nie zrozumiałam pytania. Co jeśli będzie coś podejrzewał ?! Nasza przyszłość jest zagrożona !!! Chyba chciał zabrzmieć jak doktorek z "Powrotu do przyszłości". Co we mnie wstąpiło !? Szatan, demon czy coś. Ostatnio słyszałam, że czai się w Lidlu, gdzie sprzedają kozi ser za 6,66 zł. To chyba miłość do zielonookiego młodego mężczyzny W tej chwili zdałam sobie sprawę, że Harry Potter też miał zielone oczy. Mogłem uderzyć ją pustakiem w głowę . Ale chwila , chwila ! ten człowiek jest nieprzytomny ! dzwonię po karetkę . Za kilka minut już była na miejscu (Ciekawe zestawienie czasów: najpierw "dzwoni" w teraźniejszym, a potem ona "była" w przeszłym.) i zabaraniła nas obu do szpitala . Ja to jestem jednak głupi ... jak cep Harry nie dość , że dostanie mandat za ucieczkę ze szpitala (Mandat? Złapali go fotoradarem?), to za karę dali go do przedziału z samymi starymi babkami . Karna przejażdżka pociągiem? Strasznie spanikowalem , więc uciekłem stamtąd i ruszyłem przed siebie , lepiej będzie jak ten przewspaniały czlowiek nie zobazy mnie już na oczy ... :(
Mam wątpliwości czy to człowiek

"Oczami Claus'a"
Obudziłem się w zepsutym samochodzie cały we krwi i to jeszcze na wysypisku śmieci , pewnie jakiś śmieć mnie tam wyrzucił . Bo jesteś śmieciem. Nie powiem , pachniało całkiem rozkosznie i przyjemnie  (na wysypisku śmieci?), no ale Ch .. Chuj.. Chuligan Harry ! Czy tylko mnie - w ramach pamiątki za trzyletnie szkolenie w gimnazjum - zostało przekonanie, że obecnie używa się tylko jednego słowa rozpoczynającego się na "chu..."? Szpital , tak ! kierunke szpital już wstawałem kiedy zobaczyłem coś co przykuło moją uwagę , tego nie spotyka się codzinnie .... MUSZĘ UCIEKAĆ !!!!!!!
Co to "kierunke"?
Kierunkę, zwrotę, wektorę.

Rozdział 6.

"Oczami Clausa"
Popłakałem się ze szczęścia , bo myślałem , że to co ujrzałem to pasztet węgierski ( mój ulubiony ) ! Następny ucieka przed pasztetem. Węgierskim. Jedyna węgierska rzecz, jaką znam, to dubbing w pewnym hiszpańskim serialu. Nigdy więcej. Dawno go nie wszamałem , aż się prawie zesrałem . Cytując pewną osobę: właściwie to ja nie wiem, co w tym śmiesznego. Ja też nie... ale się śmieję. A co masz otwarte na innych kartach? Gdy podczołgałem się bliżej ( żeby go nie spłoszyć ) to zdałem sobie sprawę , że po tym przyłożeniu pustakiem mam halucynacje .
A doktor House wstał i zaczął klaskać.
To nie był pasztecik ! To była kaszanka z twojej krwi. To były figurki zmarłych dziewczyn połączone grubą nicią z figurkami kóz . Nić z figurkami? A skąd on wie, że one umarły? Jedną z nich znałem . Nić? Kozę To była moja adoptowana wnuczka . Od kiedy można adoptować wnuczęta? To ile on ma lat?... W tym czymś można. No ale jej nie lubiłem , więc kopnąłem ją i uciekłem śmiejąc się złowrogo .
Kopnął figurkę trupa. Faktycznie, ale to złeeeeeeeee.
"Oczami Przechodnia "
Gdy wracałem ze spaceru , i przechodziłem obok mojej ulubionej śmieciowej budowli (skoro jest śmieciowe jedzenie, to "śmieciowy budynek" to pewnie McDonald przy autostradzie), zobaczyłem młodego , urokliwego bydlaka który rzucił i rozbił figurkę , (to ten Claus był bykiem?) Chłoptaś wyszedł z wysypiska i nagle figurka zaczęła świecić na fioletowo po czym w górze skleiła się do kupy ( nie chodzi mi o stolca ) . To może o stolec? Latająca, świecąca, samonaprawialna figurka trupa dziewczyny przywiązana nitką do figurki kozy? Sztuka współczesna. Przestraszyłem się i zacząłem uciekać gdzie pieprz rośnie , Gdy go wymijałem chłoptaś krzyknął
- Zgubił pan spodnie !!!!!!!
Bałem się go więc zignorowałem go i truchtałem dalej bez spodni .
Logika tego zdania jest... albo raczej jej nie ma.

Ktoś tu nie wie, co to znaczy "bez spodni". Nie no, zaraz pójdę czytać "Zmierzch", bo tam przynajmniej wiadomo, o co chodzi. I, mówcie co chcecie, ta seria dostarcza mocnych wrażeń - od niekontrolowanych wybuchów śmiechu po odruch wymiotny.
Przypomniała mi się piosenka śpiewana przez naszą wspólną koleżankę podczas walenia komarów po jajach rakietą do badmintona: "Gacie z dupy lecą mi, gacie z dupy lecą mi".

"Oczami Harry'ego"
Obudziłem się w malutkim różowym pokoju otoczony starymi babciami w sztucznych szczękach rekina. Widziałaś odcinek "Kości" z Gormogonem? On miał sztuczną szczękę z ludzkich kłów. Chyba nie. Ale w Ameryce Południowej sprzedają na bazarach amulety z ludzkich kości. Niektóre były kształtne i pulchne , a inne spasione jak chrum-chrum-ki . Trzymały w rękach koktajle , a ubrane były w palmowe naszyjniki i staniki z kokosu . On znowu śni?
- Co wy robicie laleczki ? - Zapytałem zaczepnie
- Co tydzień urządzamy sobie zabawę w Hawaje . Dołączysz do nas dziewczynko ?
Fajne babcie. Chociaż... takie prawdziwe lepsze, bo by od razu zwyzywały od pedałów i wyłupały oczy szydełkami. he he
Prawda , ostatnio zapuszczam włosy , ale bez przesady . Nagle do pokoju wparował doktorek i zaczął na mnie krzyczeć , ponieważ uciekłem ze szpitala . Dał mi 8000000000000000000000000 zł mandatu (Osiem razy dziesięć do dwudziestej czwartej... po skonsultowaniu się z wujkiem i ciocią okazało się, że to osiem kwadrylionów złotych. Albo 8 Yzł - osiem jottazłotych.), ale przy moich zarobkach jako gwiazda disco-polo to dla mnie surowy ziemniak z masłem .(i sraczka gotowa) Dla porównania: PKB Polski w zeszłym roku wynosiło nędzne 1,5 biliona złotych. Więc panie, idź pan z tymi kartoflami gdzie indziej.
- Kiedy mogę już sobie pójść ? Teraz - zapytałem grzecznie
- Twój stan jest niestabilny , więc poleżysz tu sobie pół roku - odpowiedział szorstko
- Co ??!!! Tak długo ?! Jest jakaś inna możliwość ?
- Proponuję terapię z wykorzystaniem substancji o nic niemówiącej panu nazwie HCN*.
- Możesz zamieszkać u kogoś bliskiego lub z rodziny , masz kogoś takiego ?
- Tak , mojego kochaniutkiego Zayn'usia
- Niech przyjedzie po ciebie za 30 minut
- Ok
Wyciągnąłem moją cegiełkę i wybrałem numer śledzika . Nawet jak Nasza-Klasa zniknie, to i tak nikomu się nie uda usunąć Śledzika. Odebrał po 2 sekundach
- Przepraszam , że tak późno odebrałem , ale załatwiałem swoja potrzebę w łazience .
- PULPECIE ?! Czy przypadkiem u ciebie w klasie w podstawówce nie było takiego gościa, który miał ksywkę "Pulpet"? PRZYJEŻDŻAJ ! TERAZ ! BĘDZIEMY MIELI BOBASA !
Od takich głupot Internet kiedyś się zawiesi, mówię wam. Mi się laptop zawiesza.

Rozdział 7.

"Oczami Zayn'a"
Przeraziłem się i to nie na żarty !!!! Ja jestem za młody na posiadanie dzieciarni ! Weasleyowie mieli postarzający eliksir, może ci dadzą trochę. I po takich około pięciu minutach lamentu zdałem sobie sprawę, że jestem idiotą, który swoim istnieniem zaprzecza wszystkim prawom przyrody , że my przecież nie robiliśmy TEGO .
Totalnie Epickiego Głowonoga z Origami?
Odetchnąłem sobie i wypuściłem śmierdzące powietrze ( przed chwilą piłem toaletową wodę - nie pytajcie ) nie martw się nie zamierzam . Wsiadłem do mojego brum-brumka i odjechałem w siną dal . Kiedy dojechałem na miejsce wbiegłem do szpitala i spytałem jakiegoś dziecka czy nie wie gdzie sala karna . W sinej dali był szpital dla nieletnich recydywistów, ciekawe, ciekawe. Problem było to , że to dziecko miało może z kilka miesięcy i nie umiało mówić (Co za debil) . Jego rodzice patrzyli na mnie jak na zdechłą kozę . Czyli ze współczuciem .
Niektórzy, w niektórych miejscach, patrzą na zdechłą kozę z radością, że będzie co zjeść na obiad.
Nikt nie chciał mi odpowiedzieć więc sprawdzałem wszystkie sale i patrzyłem czy nie ma tam gąski . Weterynaria, pediatria i szpital więzienny w jednym, tak oto kończy się cięcie kosztów przez NFZ.
Przyznam , że trochę się o niego martwiłem to chyba dlatego , że zacząłem coś do niego czuć , ale nie będę mu tego okazywał . Kurka wodna trochę się zmachałem biegając tak 15 minut . Gdy w końcu go znalazłem przypomniałem sobie , że miałem mu się nie pokazywać na oczy , ale nie umiałem tego zrobić i wpadłem mu w ramiona , Promujemy miłość homoseksualną! Nie, nie, one chyba miały odwrotne zamierzenie - zrazić do zachowań homoseksualnych, ukazując gejów jako skończonych idiotów. Oczy tych wszystkich babek patrzyły na mnie z zazdrością . zapytał czy zabiorę go ze sobą do domu . Zgodziłem się chęcią . Wziąłem go na ręce i chciałem zanieść go do auta .
-Yyyy , Zayn ?
- Tak ?
- Musisz mnie nieść? Bo chciałem się spytać, czy wyjdziesz za mnie, a teraz wyszło na to, że to ja jestem panną młodą.
- Nie mam spuchniętych pięt , ani grzybicy , umiem chodzić ;)
Jeszcze.
- Oł , zapomniałem , przepraszam .
Odstawiłem go i odgarnąłem loczka z jego czoła , na co on lekko się uśmiechną i wystawił język oblizał się . Gdy chciałem go wypisać za nami wyłonił się tłum protestujących staruszek błagających na kolanach ,(jak?) żeby zostawili im Harry'ego . Harry podpisał im kilka autografów i porobił sobie z nimi szalone selfie . Co on zrobił z tymi staruszkami? Do domu jechalismy w ciszy , dopóki nie włączyłem mojej ulubionej , znanej wam już piosnki "Mięsny Jeż" .
Help me!!!

"Oczami Harry'ego"
Cieszyłem się , że Zayn tak otwarcie mnie przyjął i nie stwarzał problemów . Pewnie mnie kocha <3 Mniej niż te (lub tych) 3. Ich Troje?
Powiedziałem mu , żeby mi zrobił kurę w rosole , moje ulubione danie . Zgodził się i cieszył , że nic poważnego mi się nie stało . Ciekawe co u Clausa , on też był w tym samochodzie , w sumie średnio mnie to obchodzi , mam swojego kaczora więc jest mi nie potrzebny . Zjedliśmy pyszną kolacyjkę , a potem zaproponowałem , Dziwne zdanie, nie sądzisz? Tam chyba miał być dwukropek.
- Zagramy w palcaki *?
- Hehe tak ;)
Kiedy skończyliśmy grać zaproponowałem
- Idziemy się przelecieć tupolewem do Smoleńska? Dobra, żeby nie było, że sobie kpimy z poważnych spraw: przelećmy się rakietą do Sosnowca!
- Pewnie , właśnie miałem się pytać .
Byłem bardzo podekscytowany . To nasz pierwszy raz . robiliśmy to bardzo dyskretnie i na razie nie mam ochoty wam o tym opowiadać ,(a my słuchać) może innym razem opisze wam to słowo w słowo.

Tu był przerobiony obrazek z wiochy. Jak łatwo się domyślić, już oryginał wyglądał strasznie, ale to coś wygląda tak idiotycznie, że aż wstyd mi to wstawiać. Zamiast tego zapraszam do obejrzenia kilku dzieł sztuki:

Dama


I tak w temacie pewien dowód na to, co ostatnio zauważyłam: Bytomianie są wszędzie.


Tylko nie czytajcie Doriana Graya... ani nie oglądajcie filmu.

Rano stało się coś nieprzewidywalnego . Tak mocno to ja się ze strachu jeszcze nie zesrałem !!!!! Mój brzuch był ogromny ! Ja jestem w ciąży !!!!
- PULPECIE ?! WSTAWAJ !!! JEDZIEMY DO SZPITALA , BĘDĘ RODZIĆ !
Już myślałem , że gorzej być nie może , a jednak . Całe łóżko było mokre .
- WODY MI ODCHODZĄ !!!!!!!!!!!! I urodził kozę?
Przepraszam ze wyrażenie ale ja pierdolę co to miało być?
-----------------------------------------------------------------
* palcaki - gra palcami polegająca na tym , żeby się rozłożyły
Aha. To wiele wyjaśnia. Dalej nie wiem, o co chodzi. Ale dam za to swój przypis:

*Dla ludzi mało zaznajomionych z chemią: HCN to wzór sumaryczny cyjanowodoru.

Jeśli chcecie , abyśmy umieszczały sceny erotyczne , to piszcie ;) Jeśłi wolicie , żebyśmy to omijały tak jak teraz , to teza nas powiadomcie ;) kochamy was <3

A my was nieee :(