czwartek, 27 sierpnia 2015

8. Neurony Sherlocka na urlopie

Jeśli ktoś po lekturze napisanych przez nas "na marginesie" historyjek o Sherlocku oraz zabitym przez mordercze spojrzenie Malfoyu czuł pewien niedosyt, dzisiaj będzie wniebowzięty. Otóż w dzisiejszym opowiadaniu pierwsze skrzypce (nie, nie dosłownie) gra serialowy (to warto podkreślić, jak później zobaczycie) Sherlock, który - o dziwo! - nie zakochuje się ani w Johnie, ani w Molly, tylko przede wszystkim zajmuje się rozwiązywaniem zagadki, a rolę Mary Sue odgrywa pewna postać o nazwisku Watson.

Adres: http://zagubione-opowiadania.blogspot.com/2013/12/prawda.html
Autroka: inFinite

- Zaginięcie cennych klejnotów rodowych.
- Nuda.
A to nie było tak, że to Moriarty zwinął jakieś skarby królewskie w drugim sezonie?
- Tajemnicza śmierć bezdomnego.
- Nuda.
Przecież to trywialne, Watsonie.
- Zniknięcie nielegalnego wypchanego lwa - John już od dobrej półgodziny wymieniał zagadki, które przysłali Sherlockowi jego fani. Jednak on za każdym razem odpowiadał "nuda".
- Na miłość boską! John. NUDA! - wykrzyczał Sherlock w twarz swojemu przyjacielowi, a następnie owinął się w szlafrok, rzucił na kanapę, zwijając się w kłębek tyłem do Johna.
Zaczyna się. Uczepili się jednego odcinka ze szlafrokiem i teraz w każdym opku Sherlock to rozkapryszona księżniczka w szlafroku, która zawsze znajdzie wymówkę, żeby NIE rozwiązać żadnej zagadki. 
Gdzie znalazłaś to opowiadanie?
Nie pamiętam, to było dawno, wujek Google mi pokazał.
- Sherlocku, jeśli nie chcesz przyjąć sprawy od swojego brata, to MUSISZ wybrać inną.
- Nie będę robił nic dla mojego brata! - powiedział poduszkę Sherlock.
Nie mam pojęcia, jak się "mówi poduszkę", ale dalej podpada mi to pod księżniczkę.
- A to ciekawe... - John zawiesił głos.
Ta poduszka jest ciekawa.
- Co? - zapytał Sherlock, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Na miłość boską, John, CO?
Wydaje mi się, że dla Johna wszystkie te sprawy były ciekawe, więc Sherlock trochę za bardzo się nakręca.
- Znaleziono dwa martwe ciała, bez oznak pobicia, w ciele nie ma trucizny, z wstępnych badań wynika, że byli całkowicie zdrowi. Dlatego podejrzewają morderstwo.
Czyżby Avada Kedavra? (pisząc to, nie wiedziałam, co będzie potem)
- Nud... - zaczął mówić Sherlock, ale John mu przerwał.
- Oboje zostali znalezieni w wyjściowych strojach, w basenie.
- Utopili się.
- Nie... Są wyniki.
Fajne rzeczy u nich w internetach można wyczytać.
- To już po sekcji? - zapytał Sherlock.
- Tak, Molly ją robiła.
Bo, zapamiętajcie, w całym Londynie wszystkie zabójstwa bada Lestrade i jego zespół, a wszystkie sekcje wykonuje Molly.
- Sprawa rozwiązana... Malutkie strzalłki za uchem... - powiedział John, kryjąc twarz w rękach. Właściwie to odkryli jedynie narzędzie zbrodni, a o ile dobrze wiem, to nawet w Wielkiej Brytanii w aktach sprawy nie przejdzie zapis w stylu "winny: strzałki". Ale plus dla autorki za oddzielenie imiesłowowego równoważnika zdania przecinkiem. 
W tem (a już cię chwaliłam...) obaj panowie usłyszeli kroki na schodach. Jako, że pani Hudson wyszła na zakupy, a oni nie spodziewali się gości, zwiększyli czujność. Wtem (powtórzenia nieco mnie drażnią, ale za to okazuje się, że tamto to tylko literówka, czy raczej spacjówka) drzwi od salonu otwarły się z hukiem. Niech ten ktoś się cieszy, że pani Hudson nie było. W pierwszej kolejności do pokoju weszła Anthea (panie przodem!), potem Największy Wróg Sherlocka Holmesa (A co tam robi Moriarty?), oraz dwójka ochroniarzy.
- Mycroft Holmes! - zaanonsowała kobieta. Na co Sherlock prychnął.
Ja też, bo wyobraziłam sobie ją w takim śmiesznym stroju i z taką długą trąbką w ręce, jak ci, którzy obwieszczali przybycie króla.
Sultan Sulejmaaan!
- Zamarzyło Ci się być królem? - zwrócił się Sherlock do swojego brata.
Myślę jak Sherlock, jej.
- Nie mój drogi bracie, o ambicji, która sięga dna. Gość, który został najbardziej znanym detektywem na świecie, nie ma ambicji, dobre. Nie chciałeś przyjąć zagadki dobrowolnie, tak więc pójdziesz pod przymusem. Ubieraj się! - powiedzał Mycroft, a gdy Sherlock w odpowiedzi tylko ziwenął, Starszy nabrał czerwonych kolorów. - Zakładj spodnie! - wrzasnął.
To miało być chyba śmieszne.
No chyba tak.
~°~
Sherlock siedział w kącie limuzyny owinięty ciasno w swój przemoczony szlafrok.
A on miał się chyba ubrać, tak?
Oj tam. W marvelowskim "Thorze" był gościu, który stwierdził, że lepiej mu się myśli bez spodni. To może Sherlock woli szlafroki, czy coś.
Obok niego leżały ubrania, które jego ukochany, bo jedyny, brat, łaskawie kazał wziąć swojemu ochroniażowi, zanim drugi przerzucił sobie przez ramię Sherlocka. 
W Anglii takie rzeczy są chyba na porządku dziennym.
Na przeciwko niego siedział John, który, na szczęście dla ochroniaży (i na nieszczęście dla ortografii), poszedł, bowiem ostatnimi czasy przytył o kilka kilogramów. Takim gorylom to chyba różnicy nie robi. W drugim końcu luksusowego auta siedział Mycroft, z jedną nogą założoną na drugą. Patrzył on na swojego brata i stukał palcami kolano. Po kilkunastu minutach jazdzy w pełnej napięcia ciszy, samochód zatrzymał się, drzwi zostały otwarte, a kości zostały rzucone ochroniarze otworzyli parasole przed Johnem i Mycroftem i błędy ortograficzne zostały naprawione. Ten pierwszy gestem zaprosił Sherlocka pod swólj parasol (A to "l" to jakieś oznaczenie akcentu? Nie, to magiczne "l" stawiane w przypadkowych miejscach.), jednak ten postanowił być uparty, owinął się szczelniej w szlafrok i udał się w kierunku drzwi od pobliskiego budynku. Taki bogaty, a na trzy parasole nie było go stać. Za nim podążyli dwaj starsi mężczyźni. A skąd oni się tu wzięli? Weszli razem do budynku. Wspieli się na pierwsze piętro po drabinie, gdzie, od razu, zauważyli rzucające się w oczy, żółte taśmy policyjne. Sherlock bez zastanowienia przeszedł pod nią (ale tam było kilka taśm) i wszedł do pomeszczenia, gdzie zauważył dwa trupy.
To "pomeszczenie" zajeżdża brytyjskim akcentem.
Dzień dybry.
Kobiety i mężczyzny.
- Czy to przypadkiem nie jest Emma Watson? A to Tom Felton? - wyraził myśli wszystkich John.
No chyba nie. To po to ona krzywdzi Sherlocka, żeby teraz pchać tu Dramione w wersji zombie? Z drugiej strony... Miałam chyba przeczucie co do tego martwego Malfoya w poprzedniej analizie.
Ale Emma nazwisko to ma dobre.
-Tak, to są te gwiazdy.
Spadające gwiazdy, teraz wszyscy pomyślcie życzenie!
- Po co ja tutaj jestem? - zapytał Sherlock.
Mam nadzieję, że to była ironia.
- Byś pytał! Oczywiście, że to zagadka! - wykrzyknął Mycroft. Sherlock bez zbędnych kłótni podszedł do ciał.
- Oni trzymają się za rękę! - zauważył inteligentnie John, który podszedł za nim.
Dramione, wszędzie Dramione, nawet tam, gdzie Hermiony i Draco właściwie nie ma.
Wiem, co autorka miała na myśli.
- Owszem. Mam pięć teorii, o tym co się z nimi stało. Cztery - powiedział przyglądając się uważnie trupom przez lupę. - Byli w jakimś eleganckim miejscu... Padało tam... Reustouracja Thesteria... Sądząc po nazwie, to jakaś francuska. - mruczał do siebie. Później schodzili już po schodach.
Czekajcie... to nie są te trupy z basenu?
- Ile masz teorii? - zapytał John.
- Około trzydziestu...
Matematyka tak bardzo.
- To niesamowite! - wykrzyknął bloger.
Ta, cudowne rozmnożenie. Szkoda tylko, że zazwyczaj im więcej teorii, tym bardziej są one bezsensowne.
To się nazywa nie czytać ze zrozumieniem własnego tekstu.
~°~
- Co robisz? - zapytał John, gdy w okolicach piątej nad ranem zszedł do wspólnego salonu.
Coś czuję, że autorka chciała napisać "do pokoju wspólnego", ale w porę zdała sobie sprawę, że to nie ta bajka.
- Oglądam - odpowiedział siedzący tam, przed laptopem geniusz.

Czy raczej oglondam.
- Można wiedzieć co?
- Ekran.
- Film - powiedział Sherlock, a John, zrezygnowany, podszedł i spojrzał w ekran. Nie spodziewał się tego co zobaczył.
To był serial, a nie film.
- Oglądasz Harrego Pottera? - zapytał zdziwiony, a Sherlock kiwnął głową. Nie, nie, nie. "Harry'ego Pottera", bo przecież go Radcliffe nie obchodził. - Od początku? Nie, od końca! - znów kiwnięcie. - Po co?
- Przecież to w tych filmach grali Watson i Felton...
- Myślisz, że coś znajdziesz? - dopytywał John.
Nie, tak tylko marnuje swój cenny czas i cenne neurony. Nawet nie wpadł - czy raczej autorka nie wpadła - na to, że aktorzy to nie postacie, które grają, a nawet jeśli, to grali też w innych filmach.
- Tak myślę.
Brakuje mi tu przecinka, co nie?
- Spałeś dziś w ogóle?
- Nie. Szykuj się, za godzinę mamy umówione spotkanie z wytwórnią.
Może wytwórnia ma osobowość prawną, ale wciąż trudno mi sobie wyobrazić spotykanie się z nią.
A może idą się spotkać z budynkiem?
~°~
Weszli przez szerokie, rozsuwane drzwi do dużego holu. Podeszli do recepcji.
- Sherlock Holmes - przedstawił się detektyw. - Dwójkę na jedną noc.
- Powtarzasz się! - mruknął pod nosem John, gdy czekali na prezesa. Kiedy szli już za tęgim mężczyzną do jego gabinetu, John kątem oka zauważył Roberta Downy Juniora. 
Downy... To mówi samo za siebie. Cóż, jeśli autorka kieruje się zasadą aktor=postać, to może być ciekawie, bardzo ciekawie.


Zaskoczony zatrzymał się. Chwilę później biegł już w jego stronę z kawałkiem kartki i długopisem w ręce.
- Mógłbym prosić pana o autograf? - zapytał. Robert tylko się uśmiechnął i jął podpisywać kartkę. Jednak nagle przerwał.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś John Watson? - zapytał.
- Owszem to ja, skąd pan mnie zna?
- Wiesz, taki mój kolega z planu, Jude Law, ma rozdwojenie jaźni i myśli, że jest tobą.
- Czytam pańskiego bloga! Jest naprawdę niesamowity!
Bycie czyimś fanem i spotkanie się ze swoim fanem...
Kółko wzajemnej adoracji.
- Jest mi niezmiernie miło! - powiedział John. Rozmawiali tam jeszcze przez chwilę, gdy podszedł do nich Sherlock,
- John! Prezes czeka!
Kaczyński?
- Sherlock Holmes? - zapytał Robert. - Uwielbiam to jak rozwiązujesz zagadki. Osobiście również uwielbiam dedukować! Widzę, że był pan dzisiaj w Haptonville! Pewnie zagadka?
- Owszem, byłem tam. I tak, chodziło o zagadkę - powiedział Sherlock. - Miło było pana poznać, teraz jednak musimy iść, sprawa czeka! - wykrzyknął Sherlock i pociągnął Johna w kierunku gabinetu prezesa.
Jacy mili, jacy uprzejmi, jacy radośni... Jak widać, przy spotkaniu ze swoim alter ego człowiek kompletnie inaczej się zachowuje.
~°~
- Czyli chcą panowie zobaczyć wszystkie sceny usunięte, również te nigdy nie nakręcone z wszystkich części Harrego Pottera.
Jak do cholery można zobaczyć nienakręcone sceny?!
Jak?! A, no tak, magia Hogwartu.
- Wszystkie - powiedział Sherlock, by utwierdzić prezesa wytwórni, że mówi on prawdę.
Czy tylko ja tego nie ogarniam?
Nie, ale nie ma się co przejmować, przecież "wszyscy kłamią".
- Niestety nie możemy udostępnić ich poza studiem, tak więc przejdą panowie teraz do sali kinowej i tam je obejrzą. Mam nadzieję, że nie będzie to kłopotliwe.
Jak dacie popcorn, to nie.
I colę jeszcze.
A może frytki do tego? Chociaż... tak, ja tam wolę frytki od popcornu.
- Ależ skąd, nie będzie to stanowiło dla nas problemu - potwierdził John. Chwilę później siedzieli już w niewielkiej sali kinowej, a przed nimi rozsuwała się czerwona kotara, odsłaniając wielki ekran.
- Seans czas zacząć! - mruknął do siebie Sherlock.
Byście popcorn wynegocjowali, colę też by się przydało.
~°~
- Kim jesteś? - zapytał blond włosy chłopczyk na ekranie.
- Nazywam się Hermiona - odpowiedziała brązowowłosa dziewczynka. Oboje stali na polanie. Wokół nich rosły stokrotki. Ten dzień był wyjątkowy. Mimo, że zazwyczaj w Londynie padało (Ta, jasne, kiedy byłam ostatnio w Londynie to było ciepło i słonecznie. Następnego dnia wracałam do Polski, a tu deszcz.), teraz niebo było tylko lekko zachmurzone, a zza obłoków leniwie wysówało się słońce.
Jak ja ostatnio byłam w Szklarskiej Porębie to było bezchmurnie, a padał deszcz.
Czy tylko mnie śmieszy ten opis? Nie wiem czemu, skojarzył mi się ze "Zmierzchem".
- Wiesz o czym mówię. Znamy się nie od dziś. Wiesz, że jestem czarodziejem. A ty?
Moment, moment... A, już ogarnęłam. Hermiona udawała tępą dziewuchę, która nie potrafiła wyczytać między wierszami, o co Malfoyowi chodziło.
- Ja też... - odpowiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Błąd!
*dźwięk z Familiady*


Nie jesteś czarodziejem! Jesteś szlamą! Wiedziałaś, że jesteś moją najlepszą przyjaciólką, a w Hogwarcie nie będę mógł się z tobą spotykać! Dlatego sprawiłaś, że dostałaś list! Nienawidzę Cię! Od tej pory się nie znamy! - wykrzyknął, cały czerwony ze złości, a dziewczyna się popłakała.
Z tego wynika, że lepiej by było, gdyby była mugolką. Widzę, że wszystkim bohaterom tego opka IQ spadło średnio o jakieś 100 punktów.

~°~
- Draco, przepraszam! Zrezygnuję ze szkoły, tylko bądź z powrotem moim przyjacielem! - mówiła do siebie na oko dwunastoletnia dziewczynka przytulająca się do rudego kota. Nie wmówicie mi, że to Hermiona. Tego samego dnia, ale około godziny temu miała konfrontację z pewnym ślizgonem... Bynajmniej nie była to najprzyjemniejsza rzecz w jej krótkim życiu... - Rany zadawane przez przyjaciół najbardziej bolą! - podsumowała filozoficznie.
~°~
- Miona, przepraszam. Pogódźmy się! - powiedział blondyn.
Fiona i Książę z Bajki?
Przynajmniej nie Mionka.
Minionka.
- Masz w tym jakiś cel Malfoy? Gnębimy szlamy? - powiedziała oburzona szesnastolatka.
- Potrzebuję pomocy - chłopak spojrzał na nią błagalnie.
- Co mi do tego? - zapytała, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś najinteligentnieszą czarownicą od czasów Roveny Ravenclav! 
Rowena Ravenclaw w grobie się przewraca, choć nawet nigdy nie istniała. Przy okazji, inteligencja nie zawsze idzie w parze z dobrodusznością i chęcią zbawiania świata.
Będziesz wiedziała jak mi pomuc! 
Ja wiem! Ja wiem! Chcesz słownik?
Tu chodzi o życie mojej rodziny!
Znaczy ojca, który i tak trafi do najgłębszych czeluści piekła, oraz Cyzi, która jest tak urocza i szlachetna, że zlituje się nad nią każdy: od Belli po Harry'ego.
- Zdążyłam cię znienawidzić Malfoy. Mimo wszystko pomogę ci.
~°~
- Zachowywałem się jak palant. Jak ostatni głupek! Wybacz mi! - powiedział blondyn we włosy szatynki.
Pewnie jej jeszcze włosy opluł. Fuj.
Wcześniej mówienie poduszki, teraz to...
- Nie wiem czy umiem. Spróbuję! - powiedziała.
- Dziękuję ci!
A może oni nie patrzą na film, tylko czytają scenariusz? To by tłumaczyło sceny nienakręcone.
~°~
- Miona! Wstawaj! Naprawiłem! Musisz się ukryć!
No to bardzo naprawił.
Może bombę naprawiał.
- Nie będę się kryła Draco! Ja pomogłam w pewnym sensie ich tu wprowadzić, więc zamierzam z nimi walczyć!
Bardzo sensowne, bardzo. Hermiona pomaga śmierciożercom, żeby potem z nimi walczyć. Jakby akcja z trollem w pierwszej części niczego jej nie nauczyła.
- Ale może ci się coś stać!
- Nie martw się. Dam sobie radę! - powiedziała, a blondyn wtulił się w jej włosy.
- Kocham Cię - szepnął.
- Ja ciebie też Malfoy! - powiedziała i go pocałowała.
Jakie to romantyczne, mówienie do siebie po nazwisku.
~°~
- Nie jestem pewien czy to jest Potter...
Ja jestem pewna, że nie.
~°~
- Hermiona!
Przynajmniej nie ma Miony.
- Draco! Tu jestem!
- Oni chcą cię torturować!
- Wiem.
- Mam pomysł!
- Draco! Dlaczego wyrwałeś mi włosa? Nie jesteś poważny? Nie, nie jest. Eliksir wielosokowy?
- Kocham cię, nie chcę żebyś cierpiała...
Nie chce, ale eliksir robiło się chyba z miesiąc.
~°~
- Draco, dlaczego to wtedy zrobiłeś? Dlaczego pozwoliłeś by Bellatrix torturowała ciebie, a nie mnie? - pytała brązowowłosa.
Typowa Mary Sue: zamiast się cieszyć, to ona marudzi, że ktoś ją ratuje.
Chce być samowystarczalna.
- Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że cię kocham?
- Jak najwięcej!
Może siedemdziesiąt siedem?
- Hermiono Jean Grager, kocham cię całym sercem, wyjdziesz za mnie?


- Tak!
Draco zapomniał kupić pierścionka, ale znalazł jeden u ojca w szafie. Nie wpadł na to, że był on nasączony śmiertelną trucizną.
~°~
Sherlock uśmiechał się pod nosem
- Jakich to głupot jeszcze ludzie nie wymyślą... Nawet zakładając istnienie tak zwanej magii, to jest tak niedorzeczne, że nie rozumiem, jak może to interesować istotę rozumną zwaną człowiekiem.
- Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego te sceny nie zostały zamieszczone w filmie? - zapytał prezesa, który po zakończonym seansie przyszedł do sali kinowej.
Nie no, naprawdę, neurony Sherlocka poszły na urlop.
- Dostaliśmy listy z pogróżkami.... - odpowiedział Prezes Rady Ministrów. Ewa Kopacz czy Tusk? Cameron, toż to Anglia.
- Dziękuję panu za cenne informacje. John, my już pójdziemy.
John nie wytrzymał, już dawno stamtąd poszedł.
Popcornu mu nie dali, dlatego wyszedł.
~°~
- Co teraz robimy? - zapytał John.
- Idziemy na piwo.
- Teraz spotykamy się z asystentką Watsona.
- Po co?
- Sądząc po stanie twojej koszuli, doszedłem do wniosku, że od przyjścia z pracy nie zdążyłeś się przebrać. Nieudolnie próbowałeś zmyć plamę na prawym rękawie, pewnie po wymiocinach twojego ostatniego pacjenta, który tak cię zdenerwował, że w konsekwencji opuściłeś gabinet najszybciej jak tylko się dało, zapominając o zabraniu portfela, który zawsze trzymasz w prawej kieszeni spodni, teraz pustej. Twoja asystentka po twoim wyjściu sprząta gabinet i dezynfekuje narzędzia, więc pewnie zabrała portfel, żeby ci go oddać przy najbliższej okazji.
- By się upewnić.
Moja odpowiedź była lepsza.
- O czym? - usiłował dowiedzieć się John, jednak Sherlock milczał.
O tym, że zabrała portfel.
~°~
- Czy panna Watson często spotykała się z panem Feltonem? - pytał Sherlock asystentki Emmy.
To Dramione, do którego wplątano Sherlocka, więc takie rzeczy są oczywiste. Nawet osoby, które nie są geniuszami dedukcji, znają odpowiedź na pytanie Sherlocka, który wysłał neurony na urlop.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji - odpowiedziała pytana z kamienną twarzą.
Na planach filmowych romanse to normalka podobno.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa tych osób. Oczekujemy pomocy! - powiedział John okazując dziewczynie plakietkę.
Magiczna plakietka!
- Oni byli razem... Było to całkowicie tajne! Aha... Dlatego Mycroft się tym zainteresował. Nie poznali się na planie, wcześniej byli przyjaciółmi, ale potem coś się popsuło. Gdy kręcili sceny dodatkowe do Harrego Pottera, coś między nimi zaiskrzyło... Po zakończeniu zdjęć nadal utrzymywali kontakt, aż w końcu się zeszli. Słyszałam od Maggie, asystentki Feltona, że miał się Emmie wczoraj oświadczyć... To straszne... - powiedziała i zapłakała.
Tak, to straszne, jak on mógł chcieć się jej oświadczyć!
Ktoś tu się powinien nauczyć tworzyć fabułę...
- Czy ktoś jeszcze mógł słyszeć waszą rozmowę?
Mycroft.
- Raczej nie. Tylko my rozmawiałyśmy jeszcze z Annabeth Parker - asystentką Ruperta Grinta.
To ja już wszystko wiem!
- Dziękujemy za pomoc! - powiedział John i mężczyźni wyszli z budynku.
John też już wie.
- Co jej pokazałeś? - zapytał Sherlock.
- Plakietkę Lestrada. Co teraz robimy?


Brytyjscy policjanci mają plakietki, ale zabrali im odznaki i apostrofy. A w Ameryce to nawet pisarze mają kamizelki kuloodporne:


- Złożymy wraz z Mycroftem wizytę panu Grintowi.
Sherlock też już wie, o co chodzi.
No nareszcie.
~°~
Czterech mężczyzn weszło do bogatej wili.
Aha.
Nie no, jeszcze orgia do tego. (Gdyby ktoś nie wiedział, czym jest wila - link)
- W czym mogę pomóc? - zapytała miła kobieta po sześćdziesiątce.
Wszystkie gosposie w opowiadaniach o Sherlocku Holmesie - mówię o tych oryginalnych, napisanych przez Doyle'a - to miłe kobiety po sześćdziesiątce, które ZAWSZE są niewinne. Widzę ukłon w stronę kanonu. Mały, ale liczą się chęci.
- Policja, przyszliśmy do pana Grinta.
- Oczywiście, proszę zaczekać w salonie, o tam, pan Grint tam przyjdzie! - powiedziała (I to mnie dziwi, bo powinna się złapać za serce, krzyknąć "Matulu Boska!" czy coś w tym stylu i stwierdzić, że taki grzeczny chłopiec nie mógłby nic złego zrobić.) wskazując dłonią kierunek, ale przeciwny zwrot, jak w tym kawale, tyle, że tam to staruszkę student wykołował. Mycroft, Lestrade, John i Sherlock udali się do salonu. Był on bogato zdobiony, stały nim trzy skórzane fotele oraz kanapa, w kominku palił się ogień, na prawej ścianie znajdowały się drzwi do ogrodu. Teraz były one jednak zamknięte - na dworzu padał deszcz.
Na dworzu XD. Komu przypomina się reklama Vanisha?
Po około minucie, do pomieszczenia wszedł rudowłosy mężczyzna - Rupert Grint.
- Dzień dobry, panom. W jakim celu do mnie przychodzicie? - zapytał i usiadł na fotelu.
Zawsze narzekałam na brak przecinków, a tu proszę.
- Jak pan pewnie wie, ostatnio zamordowano Emmę Watson i Toma Feltona - powiedział Sherlock, wstając. - Pewnie wie pan też, że Tom Felton miał się jej oświadzczyć tego dnia.
Tak, pewnie chodził i się chwalił wszystkim dookoła swoimi planami oświad(z)czyn.
- Do czego pan zmierza? - zapytał Grint z kamienną twarzą.
Petrificus totalus! Albo to:

- Zacznijmy może od początku. Gdy okazało się, że do Harrego Pottera będą kręcone dodatkowe sceny zaczął pan wysyłać listy z pogróżkami...
Tu jest wszystko na odwrót. Zawsze narzekamy na apostrofy w złych miejscach albo na ich nadmiar, a tu ich nie ma... Smutam.
- Co pan odpie... insynuuje?
- Proszę mu nie przerywać! - powiedział Lestrade. - Tylko ja mam takie prawo, ty, irlandzki rudzielcu, ty.
- Wracając, listy odniosły zamierzony skutek i nie zostały opublikowane. Listy wracały i odniosły skutek, jak ja kocham imiesłowy. Cała sprawa w wytwórni przycichła, ale pan dowiedział się, że Felton i Watson są razem. Kazał ich pan obserwować (Malanowski...? Nie, Sebastian z W11.), a gdy dowiedział się pan, że Felton planuje oświadczyny, zabił pan go. Prawdopodobnie Emma widziała pana podczas morderstwa, dlatego pan też ją zabił. Zupełnie jak Rodion ze "Zbrodni i kary", który zabił Alonę między innymi dlatego, że była zła i znęcała się nad Lizawietą, a potem zabił Lizawietę, bo tej się zachciało wrócić do domu.

- Co pan insynuuje! Wiedziałam, że to powie. Nie mają państwo żadnych dowodów! - powiedział Grint z oburzeniem na twarzy.


- Mamy, zarówno Watson i Felton zginęli od jadu, według niektórych, od śliny (To od jadu, od śliny, czy od jadu w ślinie?), warana z komodo, który został wstrzyknięty im za uchem, za pomocą tej - tu pokazał strzykawkę w policyjnej folii na dowody - strzykawki. A co się stało ze strzałkami? Ukradli. Na której są pańskie odciski - dokończył, a Rupert schował twarz w dłoniach.
Chyba załamało go to opowiadanie i brak nadziei na powrót neuronów z urlopu.
- Tak... Ja... To zrobiłem! - powiedział, zza dłoni. - Kochałem ją! Byliśmy nawet przez chwilę razem... Potem były te dodatkowe sceny, oddaliliśmy się od siebie... Zerwała ze mną. Załamałem się... Ale nadal ją kochałem, nie chciałem by wyszła za Feltona. Chciałem go zabić... Niestety, Emma zauważyła.To był odruch... - powiedział.
- Jest pan aresztowany za dwukrotne zabójstwo oraz groźby! - powiedział Lestrade i zamknął kajdanki na nadgarstkach zabójcy. John z Sherolckiem wyszli z budynku. Sherlock poprawił płaszcz.
A to on nie miał szlafroka?
To było następnego dnia, czy w ogóle kiedyś indziej.
Ale nigdzie nie było powiedziane, że się przebrał.
No cóż...
- To nie była strzykawka po jadzie - powiedział Mycroft, który pojawił się przy nich.
- Nie, kupiłem w aptece - powiedział Sherlock i wyrzucił folię do śmieci.
Strzykawki nie wyrzucił... Czyżby kolejne nawiązanie do opowiadań Doyle'a?

A ja podsumuję to tak:
Ale to były strzałki!